niedziela, 31 maja 2015

LIFE IS BETTER WITH FRIENDS

Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie - głosi stare ludowe porzekadło, powtarzane dzieciom od niepamiętnych czasów. Czy rzeczywiście tak jest? Jeszcze do niedawna nie miałam okazji się o tym przekonać, ale jakiś czas temu przyjaźń między mną a dwiema przyjaciółkami została wystawiona na ciężką próbę. Nie będę się zbytnio wdawać w szczegóły konfliktu, ale ta sytuacja skłoniła mnie do refleksji o przyjaźni.

Kiedyś czytałam, że jeśli znajomość przetrwa 7 lat, to przetrwa całe życie. Nie wiem, na ile była to wiarygodna informacja, pewnie coś w stylu wielu bezsensownych badań prowadzonych przez Amerykan.

W. czyli jedną z przyjaciółek znam już ok.10 lat, drugą S. krócej, bo 3. S. i W. znają się od podstawówki, więc ich znajomość też ma długi staż. Wierząc znalezionej informacji powinnyśmy ze sobą wytrzymać "dopóki śmierć nas nie rozłączy" (a co tam, niech brzmi dramatycznie). Ostatnio zaczęłam w to wątpić.

Uwierzcie mi to nie jest przyjemne uczucie, kiedy przyjaźń wisi na włosku. Najpierw starasz się ratować, później czujesz się zdradzony i cholernie smutny. Zaczynasz się zastanawiać czy warto się jeszcze starać? Czy da się to jeszcze naprawić? Czy jest sens? Jeśli serio zależy nam na przyjacielu, to warto! Walcz o przyjaźń! Sama się o tym przekonałam.

O ile S. nie miałam nic do zarzucenia, to W. zbyt mocno przeciągnęła strunę i nasza (moja i S.) cierpliwość się wyczerpała. Naprawdę miałam dość, płakałam, wściekałam się, nie miałam ochoty z nią gadać, ale W. wzięła to sobie do serca i wczoraj po długim czasie w końcu się spotkałyśmy i było prawie jakby nic się nie stało. No właśnie PRAWIE. Fakt wyjaśniłyśmy sobie pewne sprawy, wywaliłyśmy wzajemnie nasze żale, ale chyba trochę jeszcze potrwa nim wymażemy ten kryzys z pamięci. O ile w ogóle wymażemy.

Warto mieć przyjaciół, z którymi można pogadać o wszystkim i niczym, z którymi czas płynie w innym tempie, którzy rozumieją Cię jak nikt inny. S. i W. to właśnie takie przyjaciółki, z nimi nawet chwilowa cisza nie jest uciążliwa. Wiadomo, nie zawsze się zgadzamy, ale mówimy sobie praktycznie o wszystkim, bo wiemy, że tajemnica pozostanie tajemnicą, a temat tabu nie istnieje. Jeśli jedna chce o czymś pogadać, pozostałe wysłuchają i doradzą jeśli będą umiały. Nie widujemy się codziennie, wręcz przeciwnie - kilka razy w roku, a mimo to jakoś dajemy radę. Łatwo nie jest, jak to mówią, raz na wozie, raz pod wozem, ale myślę, że ostatnie wydarzenia wzmocnią naszą przyjaźń.

Bez przyjaciół życie jest nudne. Bez przyjaciół bylibyśmy samotni. Wiadomo można mieć kumpli, kolegów, znajomych, ale przyjaciel to ktoś więcej. Ktoś, z kim znamy się jak łyse konie, kto rozumie jak nikt inny, nawet bez słów. Kto wie, kiedy należy przytulić, a kiedy nawrzeszczeć, a kiedy sytuacja jest tak beznadziejna, że już nic nie pomoże.

Z przyjaciółmi życie jest po prostu lepsze.

A Wy nazwalibyście kogoś mianem prawdziwego przyjaciela? Od ilu lat trwa ta znajomość?

piątek, 29 maja 2015

D JAK... - USZATE VADEMECUM PODRÓŻNIKA #4

Dzisiaj będzie o czymś bez czego większość z nas nie rusza się codziennie z domu, o czymś, o czym szczególnie trzeba pamiętać wybierając się za granicę. Chodzi o D jak DOKUMENTY.
 
Paszport - dzisiaj, ze względu na obowiązującą w większości Europy Strefę Schengen praktycznie nie potrzebny, ale kiedy planujemy podróż poza obręb to ups trzeba wyrobić ten dokument, a to jednak trochę trwa. Dlatego lepiej mieć go przez cały czas ważny.

Dowód osobisty - posiada go każdy dorosły obywatel, teraz nawet nie problem wyrobić dziecku tymczasowy. W obrębie Europy zastąpi nam paszport, umożliwiając tym samym przekroczenie granicy. Dla wielu młodych ludzi odbierających pierwszy tego typu dokument jest to dowód kroku w dorosłość i coś czym mogą się pochwalić chcąc kupić legalnie piwo, czyli innymi słowy - szpan na całego.

EKUZ - czyli Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, odkąd dowiedziałam się kilka lat temu, że coś takiego istnieje wyrabiam ją przed każdym wyjazdem za granicę. Najdłużej można ją wyrobić na pół roku, jest potwierdzeniem prawa do opieki medycznej podczas pobytu na terenie Unii Europejskiej.

Euro26 - karta, którą można wyrobić jeśli mieścimy się w przedziale wiekowym 5-30, w wielu krajach Europy uprawnia do zniżek np. na komunikację czy do sklepów, dodatkowo zawiera ubezpieczenie zdrowotne ważne w większości krajów Europy i świata. Koszt wyrobienia to ok. 50 zł z tego co wiem.

Legitymacja szkolna/studencka - może coś oczywistego (aczkolwiek dla części moim rówieśników już nie koniecznie odkąd mają prawka i własne autka), ale to też ważny dokument. W wielu krajach co prawda nie uprawnia do zniżek (trzeba to zawsze bardzo dokładnie sprawdzić), ale w Polsce nie ruszam się bez niej z domu. Wszędzie, gdzie korzystamy ze zniżek uczniowskim bądź studenckich możemy być poproszeni o legitymację i tłumaczenie "przecież widać, że to dziecko, więc musi chodzić do szkoły" nie zawsze wystarczy. W dodatku wiele restauracji oferuje zniżki po okazaniu ważnej legitymacji, warto mieć do na uwadze.

Znacie jeszcze jakieś inne ważne i przydatne dokumenty ułatwiające życie w kraju bądź za granicą? Dodalibyście coś do tej listy?

poniedziałek, 25 maja 2015

C JAK... - USZATE VADEMECUM PODRÓŻNIKA #3

Po przerwie wynikającej z udziału w wyzwaniu powracam do Was z cyklem Uszate Vademecum Podróżnika. Dzisiaj C jak CEL.

Cel jest bardzo ważny. No, bo po co podróżować bez celu? Znaczy w sumie można, jak kto lubi, ale wiąże się to z niemałym ryzykiem. Dlatego ja wyznaję zasadę, że jak już gdzieś jadę, to muszę wiedzieć gdzie.

Skąd wziąć cel? Możliwości jest wiele:

1)  jedziesz tam, gdzie zawsze marzyłeś - takie wiesz "make your dreams come true"
2)  jedziesz tam, gdzie jest ciepło/ zimno/ mokro/ sucho - zależnie od preferencji pogodowych
3)  jedziesz tam, gdzie jest blisko - jeśli nie lubisz dalekich podróży
4)  jedziesz tam, gdzie są plaże/ muzea/ góry - czyli ciekawe atrakcje dla Ciebie
5)  jedziesz tam, gdzie akurat trafią się tanie loty - czyli łapiesz okazje

Który podpunkt najczęściej stosuję? Nie trudno się domyślić - oczywiście, że 5). Wiadomo, podpunkty 1), 2), 3) i 4) również biorę pod uwagę, ALE... Oczywiście musi być jakieś ALE.

Ad. 1) Podróż moich marzeń łączy się z kosztami. Dużymi kosztami. Nawet bardzo dużymi kosztami. Majętny kawaler pilnie poszukiwany! Żartuję. Jestem zajęta. Ale może jakaś wygrana w totka? Pomińmy fakt, że szanse wygrania są jak 1:40 000 000 tak mniej więcej. Wybaczcie, byłam w mat-fizie.

Ad. 2) Nie lubię, kiedy pada, nie lubię kiedy jest zbyt zimno albo zbyt ciepło, ale jest wiele miejsc, które z chęcią bym zobaczyła, mimo panujących tam warunków pogodowych. Więc to kryterium nie jest dla mnie zbyt ważne. Biorę je pod uwagę, jeśli miałabym jechać np. do Egiptu latem - nie wytrzymałabym tych upałów albo Skandynawii zimą - brrrr zamarzłabym.

Ad. 3) Zdefiniujmy może pojęcie dalekiej podróży - dla mnie podróż po Polsce nie jest czymś odległym, wiadomo samolotem do Londynu dolecę szybciej niż dojadę pociągiem z Gdańska do Krakowa, ale mówimy o odległości na mapie, a nie czasie przebywania w środku komunikacji. Dla mnie odległość nie gra roli, czas podróży też nie bardzo, ale jak mogę jechać krócej i wydłużyć tym samych pobyt na miejscu bądź szybciej być w domu, to wiadomo, że nie pogardzę. Bo z całego podróżowania, przemieszczanie się z domu do celu jest chyba najmniej przyjemne.

Ad. 4) Ważne kryterium, ale wszystko zależy od tego, czego oczekuję od danego wyjazdu - wypoczynku, zwiedzania, rekreacji... Generalnie preferuję wyjazdy, podczas których zwiedzam, zwiedzam i jeszcze raz zwiedzam. Leżenie brzuchem do góry/ dołu na plaży czy basenie i prażenie się na słońcu jest zdecydowanie nie dla mnie. Po 2-3 godzinach mam dosyć na resztę wyjazdu, więc może by tak wycieczka? Czasami marzy mi się taki totalny relaks, nic nie robienie, opalanie i popijanie drinków z parasolką, ale wiem, że długo bym na takich wyjeździe nie wytrzymała.

Dlaczego, więc wygrywa opcja numer 5? Pozostałe czynniki są ważne i myślę o nich planując wyjazdy, ale  lubię oszczędzanie i spontaniczne wyjazdy. O przykazaniach taniego podróżowania już Wam pisałam, więc nie będę się powtarzać.

A Wy na co zwracacie uwagę wybierając cel podróży? Jakie są Wasze wymarzone miejsca, które chcielibyście zobaczyć?

piątek, 22 maja 2015

NIE BĄDŹ DINOZAUREM!

Nie rozumiem ludzi, którzy nie czytają książek. Przecież czytanie jest jedną z lepszych form spędzania czasu wolnego. Książki przenoszą nas do innego świata, uczą jak radzić sobie w różnych sytuacjach. Kocham czytać, jestem przeszczęśliwa, że już nie muszę czytać lektur, teraz mogę czytać dla przyjemności.

Jakie książki najbardziej lubię? Chyba fantastykę, lubię czytać o jakiś nierealnych krainach i wyobrażać sobie jak mogły wyglądać. Takie książki bardzo pobudzają wyobraźnie.

Co aktualnie czytam?
W końcu zaczęłam czytać kolejne części trylogii Trudi Canavan - na razie czytam drugi tom "Nowicjuszka". Uwielbiam tę autorkę. Jej książki pełne są magii, akcji, przygód. No po prostu wciągają. Nie będę Wam zbytnio opowiadać o czym są, bo to jednak kontynuacja, poza tym jeszcze nie skończyłam czytać. Powiem tylko - dla fanów fantastyki pozycje obowiązkowe!

Pewnie zastanawiacie się, czemu w tytule posta mowa o dinozaurach. Sądzicie, że coś mi się pomyliło, że tytuł nieadekwatny do treści? Zaraz rozwieję wszelkie wątpliwości.

Otwórz główną myślą posta ma być zachęcenie Was do czytania książek. Nie ważne, czy fantastycznych, kryminalnych, kucharskich, czy wszelkich możliwych przewodników i poradników.

Książki do skarbnica wiedzy! Książki to najlepsi przyjaciele człowieka! Książki to chwile tylko dla Ciebie.

Dlatego też apeluję do Was - warto czytać!

O co więc chodzi z dinozaurami? A no...
Teraz już rozumiecie? Nie bądźcie dinozaurami!

Lubicie czytać? Jakie książki najbardziej? Co polecacie?

Post powstał w ramach wyzwania 5 dni do lepszego bloga.

czwartek, 21 maja 2015

SPOWIEDŹ PESYMISTKI

Każdy ma zarówno zalety jak i wady, nie będę zaprzeczać i twierdzić, że mnie to nie dotyczy. Nie mniej jednak trudno pisać o naszych złych cechach, jak to mówią "drzazgę w oku innych widzimy, a belki we własnym już nie".

Ostatnio pisałam o dostrzeganiu szczęścia na co dzień. Ciągle muszę nad tym pracować, bo moim nawykiem jest postrzeganie rzeczywistości w ponurych, ciemnych barwach. Czasem utrudnia mi to życie, spędza sen z powiek, dlatego pora na zmianę.

SPOWIEDŹ PESYMISTKI

1. Rachunek sumienia

Tak, jestem pesymistką. Dla mnie szklanka jest do połowy pusta, zamiast pełna. Brak mi wiary w siebie i pewności, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. To chyba jest moja reakcja obronna, zawsze widzę najczarniejsze scenariusze, wolę założyć, że będzie źle niż później się rozczarować.

2. Żal za grzechy

Nie jest łatwo być pesymistą. Bardzo często moim negatywnym nastawieniem psuję innym humor, ale ja naprawdę nie chcę innych denerwować. Przepraszam wszystkich, którzy musieli/ muszą/ będą musieli znosić mój pesymizm. Taka po prostu jestem.

3. Mocne postanowienie poprawy

Nie chcę być już pesymistą. Chciałabym zmienić swoje nastawienie do świata, chciałabym umieć dostrzegać pozytywne strony nawet tam,gdzie ich teoretycznie nie ma. Teoretycznie, bo może na pierwszy rzut oka ich nie widzę. Będę pracować nad optymizmem, będę przywdziewać różowe okulary każdego dnia. Wiem, że nie uda się od razu, ale... trzeba być dobrej myśli.

4. Szczera spowiedź

Nie jest łatwo pisać o swoich wadach. Nie jest łatwo przyznać się przed całym światem, jakim jest się naprawdę. Mam nadzieję, że moja szczerość nie obróci się przeciwko mnie. Liczę, że dalej będziecie czytać moje wypociny, bo Wasze jak na razie nieliczne komentarze i odwiedziny pozytywnie wpływają na mój optymizm - Was jest więcej ja się bardziej cieszę, motywuję do pisania i od razu nabieram chęci do wszystkiego. Jesteście moim lekarstwem! Dziękuję!

5. Zadośćuczynienie Bogu i bliźnim

Jak mam Wam zadośćuczynić? Jak mogę się poprawić? Jedyne, co mi przychodzi do głowy to pisać, pisać, pisać optymistyczne posty, a nie zamęczać Was moimi problemami, bo za pewne macie dość własnych. Będę powtarzać sobie i Wam USZY DO GÓRY jak najczęściej. Nie będę aż tak obsesyjnie podchodzi do liczby odwiedzin i komentarzy. Będę cierpliwie czekać aż mój mały blog z czasem urośnie i rozwinie się. Będę wierzyć w siebie i ufać, że wszystko pójdzie dobrze, zamiast zakładać z góry porażkę. Macie dla mnie jeszcze jakieś rady? Przyjmę z pokorą każdą "pokutę".

A Wy jesteście raczej optymistami czy tak jak ja pesymistami? Próbujecie przerobić swoje złe nawyki w dobre cechy?

Post powstał w ramach wyzwania 5 dni do lepszego bloga.

DON'T WORRY - BE HAPPY

 
Od kilku lat moim życzeniem wypowiadanym podczas zdmuchiwania urodzinowych świeczek, spadających gwiazd i innych zjawisk rzekomo spełniających marzenia jest bycie szczęśliwą. Wiadomo można prosić o zamek księżniczki, mustanga (w wersji zwierzęcej bądź samochodowej) i księcia, który zajedzie mustangiem/ na mustangu pod zamek, ale bądźmy realistami. Jest czas na marzenia i czas szarą rzeczywistość. A prośba o szczęście może i jest dosyć banalna i mało konkretna, z drugiej jednak strony obszerna w możliwościach realizacji. Bo czymże jest szczęście?

Szczęście to słońce, który budzi nas swymi promieniami, pozytywnie zdana matura (tak, pochwalę się - 20 maja miałam ostatnią ustną, zdałam śpiewająco, więc oficjalnie witajcie wakacje), sms od taty "Pękam z dumy" w odpowiedzi na wieść o wynikach z niemieckiego, uśmiech przypadkowego przechodnia, kubek gorącej czekolady, dobra książka, miękkie łóżko... Wymieniać dalej? Może to i banały, których nie docenia się na co dzień, ale w chwilach takich jak ta, kiedy mamy odpowiedzieć na pytanie "co to jest szczęście" doznajemy nagłego olśnienia i zapala nam się nad głową żarówka jak w kreskówka. "Kurczę ja to jednak mam szczęście".

Każdego dnia narzekamy - a to, że korki są, a to, że w Polsce jest jak jest, a to, że kasy brakuje na coś tam, a bym sobie kupił... Wiadomo, że zawsze mogłoby być lepiej, gdyby - ktoś inny rządził tym krajem, drogi były w lepszym stanie, pieniądze spadały z nieba. Ale zawsze może być też gorzej, więc doceniajmy to, co mamy. Wiem, wiem nie jestem Krzysztof Kolumb, Ameryki nie odkryłam i gadam jak potłuczona mądrości, które setki innych ludzi przede mną prawiło, ale taka prawda. Sama pracuję nad tym, by patrzeć na świat przez różowe okulary, bo zwykle jestem raczej pesymistką. I Wam też to radzę.

Masz rodzinę? Przyjaciół? Dach nad głową? Coś, by włożyć do garnka? Tak? Więc nie masz co narzekać. Ciesz się tym, co masz, nie zamartwiaj problemami i...
Dalej nie wierzycie w szczęście dnia codziennego? Może założycie słoik szczęścia? Każdego dnia zapisujcie na kartce, coś co sprawiło, że się uśmiechnęliście, jakąś miłą myśl danego dnia, coś co fajnego się Wam przydarzyło. Otwórzcie słoik w sylwestra. Zdziwicie się, ile szczęścia się Wam przydarzy przez ten czas!

A dla Was czym jest szczęście? Umiecie je dostrzegać w życiu codziennym?

Post powstał w ramach wyzwania 5 dni do lepszego bloga.

wtorek, 19 maja 2015

KEEP CALM AND LEARN SOMETHING NEW

Właśnie skończyłam liceum. Ten fakt pomińmy milczeniem, gdyż człowiek uczy się całe życie. Lista rzeczy, które chciałabym umieć generalnie nie miałaby końca, ale nie będę Was zanudzać, więc opowiem tylko o takich, które są raczej realne do zrealizowania w niezbyt odległej przyszłości.

Przed Wami moje TOP 5!

1. prowadzenie samochodu - o tak, zdecydowanie marzę o zrobieniu prawa jazdy, aczkolwiek jakoś nie umiem się zmotywować do zapisania na kurs, bo siedzenie za kółkiem trochę (no może nawet więcej jak trochę) przeraża (słowa otuchy i zachęty mile widziane)

2. szycie, haftowanie, robienie ma drutach - w końcu na stare lata trzeba być przykładną, stereotypową babcią, która dzierga dla wnuczków sweterki na drutach, niech żyje tradycja! (nie pozwolę, by siostra mnie w tym wyręczała!)

3. taniec - marzenie jeszcze z czasów dzieciństwa, może teraz w ramach ćwiczeń zamiast siłowni czy biegania zapiszę się na naukę tańca, może to nie będzie balet czy taniec towarzyski, o których marzyłam, ale jak to mówią lepszy rydz jak nic, czyż nie?

4. pływanie - może wstyd przyznać, ale pływanie jest czymś, czego nie jestem w stanie się nauczyć, mimo różnych szkół pływackich, woda po prostu mnie przeraża, a nie spotkałam jeszcze nauczyciela, który byłby w stanie pomóc mi się z nią oswoić, może ktoś taki jeszcze się po prostu nie urodził?

5. gra na pianinie (mniej realne wiolonczeli) - umiem grać na flecie prostym, coś tam zagram na poprzecznym i saksofonie, jakieś podstawy też na keyboardzie, ale ostatnio zaczęłam marzyć o wiolonczeli (czyżby metamorfoza dziecięcego marzenia o skrzypcach?), ale raczej tego nie będę miała możliwości się nauczyć, ale nigdy nic nie wiadomo, jeśli chodzi o pianino to w mojej rodzinie chyba nikt nie ma i nie gra na tym instrumencie (ogólnie moja familia jest mało muzykalna), więc to też raczej mało realne, ale "jak będę duża" to może będę miała pianino, więc będę mogła się nauczyć
Czy uda mi się to wszystko ogarnąć? Zobaczymy. Jeśli tak, to na pewno się pochwalę.

Jakie są wymarzone zdolności? Robicie coś w kierunku tego, by ich nauczyć?

 Post powstał w ramach wyzwania 5 dni do lepszego bloga.

poniedziałek, 18 maja 2015

CIASTO Z OWOCAMI (najlepsze)

Potrzebujecie przepis na ciasto z owocami? Nie musicie dalej szukać, bo oto przed Wami ciasto idealne! Pasują do niego każde, powtórzę KAŻDE owoce. Moim zdaniem najlepsze jest z truskawkami (jak na "cudownym" załączonym obrazku), świetne także ze śliwkami, podobno wiśniami. Genialne również w wersji czekoladowej np. z bananami bądź gruszkami.

SKŁADNIKI:

- 1/2 kostki margaryny bądź masła (miękkie bądź lekko rozpuszczone)
- 1 szklanka cukru (można dać mniej jeśli ktoś lubi mniej słodkie wypieki)
- 1 szklanka mąki
- 3/4 szklanki mąki ziemniaczanej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2-3 jajka
- owoce
- kilka łyżek kakao (opcjonalnie)

Przepis jest banalny - wszystkie składniki z wyjątkiem owoców wymieszać mikserem w misce (ja dodaję zwykle stopniowo w takiej kolejności jak podałam). Ciasto będzie bardzo, ale to bardzo gęste. Jeśli będzie, aż za gęste dodać trzecie jajko, ale zwykle dwa wystarczają.

Formę wysmarować masłem i wysypać kaszą manną i przełożyć do niej ciasto. Owoce umyć i pokroić jeśli trzeba, wszystko zależy jakich owoców używacie. Wcisnąć je dosyć mocno w ciasto. Nie żałujcie owoców, ma być na bogato! Później pieczemy do suchego patyczka, studzimy i jemy.

 Ciasto będzie świeżytkie i mięciusie przez kilka dni, wystarczy przykryć je ściereczką.

Smacznego! :)

Tak wiem jakość zdjęcia nie zachwyca, muszę popracować nad robieniem zdjęć jedzenia. Post powstał w ramach wyzwania 5 dni do lepszego bloga.


piątek, 15 maja 2015

B JAK... - USZATE VADEMECUM PODRÓŻNIKA #2

Dzisiaj opowiem trochę o tym, bez czego raczej większość podróży by się nie udała, ba nawet by nie miała miejsca. Mianowicie B jak Bilety. Skupię się bardziej na tych związanych z transportem, bo w kwestii np wejść na do muzeum wszystko zależy od danego miejsca.

Bilet ważna rzecz, no chyba, że ktoś chce jeździć na gapę. Ja jednak wolę uniknąć mandatu, ale przyznaję kombinuję co by tu zrobić, żeby zapłacić jak najmniej. Zacznę może od komunikacji "miejscowej".

Dosyć trudno doradzać w tej kwestii, gdyż wybór biletów zależy od miejsca, dostępności do komunikacji, długości pobytu. Musicie dokładnie zorientować się w ofercie danego miasta, cenach biletów jednoprzejazdowych, godzinnych, całodziennych. Przemyśleć dokładnie, czy bardziej opłaca się Wam kupić bilet np. 3-dniowy, czy przysługuje Wam jakaś zniżka. Za granicą niestety zwykle zniżki są tylko dla dzieci, do któregoś roku życia, a dla studentów i uczniów już niestety nie.

Bardzo przydatną ciekawostką jest to, że np. w Londynie w godzinach szczytu bilety są droższe, więc warto tak rozplanować dzień, by w tym czasie unikać korzystania z komunikacji miejskiej, jak również warto zaopatrzyć się Oyster Card. Jest to karta, którą doładowuje się określoną kwotą i później płaci się nią za przejazdy, tzn przykłada do czytnika podczas przechodzenia przez bramki w metrze, bądź sczytuje w autobusie. Opłaca się ją wyrobić, bo bilety z nią są tańsze.

Z kolei w Berlinie przyznam szczerze, że dalej mam problem z ogarnięciem systemu biletów. Podczas pierwszego pobytu korzystałam z WelcomeCard, czyli karty na komunikację uprawniającej do zniżek w wielu miejscach, a za drugim z biletów całodziennych. Z tego co wiem jest jeszcze coś takiego jak CityTourCard, która działa na podobnej zasadzie jak WelcomeCard. Więcej informacji na temat Berlina znajdziecie w tym poście.

Na co warto zwrócić uwagę przy wyborze biletu na komunikację miejską?

- gdzie mieści się hotel - jeśli w niedużej odległości od interesujących nas atrakcji to komunikacja miejska może być zbędna
- ceny poszczególnych rodzajów biletów - oczywiście zawsze szukamy jak najkorzystniejszych oferty
- zniżki - np. dla rodzin, grup, studentów i uczniów
- strefy - wiele zagranicznych miast takich jak Berlin, Londyn czy Paryż są podzielone na strefy, różniące się między sobą cenami przejazdów komunikacją miejską
- oferty dedykowane specjalnie dla turystów

Tyle w temacie lokalnych biletów, przejdę do, moim zdaniem, bardziej istotnej kwestii mianowicie biletów lotniczych, pociągowych itd. Planowanie wyjazdu zaczyna się u mnie od zakupu biletów. Bardzo często przeglądamy z siostrą oferty różnych linii lotniczych i wybieramy termin i miejsce na podstawie okazji. W taki sposób wylądowałyśmy w Londynie i we wrześniu wylądujemy w Paryżu. Jak się chce, to się znajdzie. Można śledzić na wielu portalach np. fly4free.pl informacje o pulach tańszych biletów. Warto przeglądać interesujące nas kierunku, gdyż czasem nawet na weekend albo przedłużony weekend można gdzieś wyskoczyć. Po co od razu brać 2-tygodniowy urlop.

Poza oczywiście samolotami są jeszcze pociągi (mówię teraz raczej o podróżach krajowych). Bilety jednak można kupować niestety najwcześniej miesiąc przed planowaną podróżą, ale za to im wcześniej się kupuje tym bilety są tańsze. Jest np. taka oferta "30 dni- 30%".

Nie lubicie pociągów? Oczywiście możecie skorzystać z autokarów, takich jak popularny PolskiBus. W tej chwili jest wielu innych tego typu przewoźników, można nawet powiedzieć, że rozpętała się prawdziwa bitwa o każdego klienta, więc musielibyście poszukać najkorzystniejszej dla Was opcji.

Kupując bilety w przypadku autokarów i pociągu zasada "im szybciej tym lepiej" jak najbardziej się sprawdza, bo później nie szkoda np. 10 zł jeśli się nie pojedzie i nie sprzeda biletu. Na samolot różnie to bywa, tego biletu sprzedać ani zwrócić raczej nie możemy, bo wiąże się to z dodatkowymi kosztami, dlatego decyzja o kupnie musi być naprawdę przemyślana. Należy zastanowić się nad wyborem linii, gdyż niektóre latają na lotniska odległe od centrum, więc dojazd = kolejne wydatki. Dlatego czasem warto wydać nieco więcej i wylądować w miejscu, z którego można łatwiej dostać się do miasta niż taniej i płacić dodatkowo za transfer. Również trzeba sprawdzić jaką wielkość i ilość bagażu proponuje dany przewoźnik. W Ryanair macie dwie sztuki bagażu podręcznego, co niektórym wystarczy, w Wizz Air tylko jeden w dodatku mały, więc trzeba uwzględnić wykupienie bagażu rejestrowanego.

Wiem, wiem duży rzeczy do ogarnięcia, trzeba wszystko dokładnie poukładać w głowie i przekalkulować. Mam nadzieję, że w miarę udało mi się Wam przybliżyć informacje na temat komunikacji miejskiej, transportu i skomplikowanej sztuce kupowania biletów i, że podane informacje Wam się przydadzą. Jeśli będziecie mieli pytania to śmiało piszcie, jeśli będę umiała odpowiedzieć, to z chęcią pomogę :) Pamiętajcie - dla chcącego, nic trudnego!

Macie do dodania jeszcze jakieś rady? Jak często podróżujecie? Wolicie samolot, pociąg czy może samochód?

środa, 13 maja 2015

DŁUGO WYCZEKIWANY - "AVENGERS: CZAS ULTRONA"

Super moce - fajna sprawa, co nie? Nadludzka siła, szybkość, możliwość latania... Każdy chyba kiedyś o tym marzył, np. ja zawsze chciałam umieć panować nad żywiołami i pogodą (by "wyłączyć" deszcz, kiedy muszę gdzieś iść). Ostatnio rozwiązywałam jakiś bardzo ambitny test, który miał mi pokazać, którym z Avengersów jestem. Chcecie wiecie co mi wyszło? Nawet jeśli nie chcecie to i tak Wam powiem. Otóż jestem (proszę o fanfary)... Iron Manem (bo jakże by inaczej).

Tyle w ramach wstępu, może lepiej przejdę do rzeczy.

Moja opinia na temat "Czasu Ultrona"? W zasadzie mogłaby się zawrzeć w serii niekontrolowanych pisków, ale oszczędzę Wam tego. Jeśli chodzi o Avengersów to jestem słabym źródłem informacji, bo zawsze będę zachwycona, bo po prostu kocham Marvela, a tę dziwną bandę superbohaterów najbardziej na świecie (tak na marginesie, stwierdzam, że coś dużo mam tych "największych miłości"). Nie mniej jednak postaram się jak najbardziej profesjonalnie zrecenzować Wam ten film i wyrazić konstruktywny zachwyt, a nie tylko zachwyt w stylu "O BOŻE AVENGERSI <3".

Iron Man, Thor, Hulk, Kapitan Ameryka, Czarna Wdowa i Hawkeye ponownie łączą siły, by walczyć ze złem. Tym razem muszą zmierzyć się z Ultronem - sztuczną inteligencją stworzoną przez Tony'ego Starka i Bruce'a Bannera.

Już od pierwszych scen akcja trzyma w napięciu, ekipa od efektów specjalnych wykonała kawał dobrej roboty - wybuchy i zniszczenia to codzienność w świecie Avengersów, a przy tym są naprawdę efektownie zrobione. Dialogi po raz kolejny zaskakują dowcipem, a sam film zgodnie z niepisaną, marvelowską zasadą jest jeszcze lepszy od poprzedniego. Co do bohaterów - poznamy nieco bardziej Hawkeye'a i przeszłość Czarnej Wdowy, czyli postaci, które jak na razie nie doczekały się własnego filmu, jak również pojawi się dwójka nowych "dziwolągów". Nie będę Wam zbytnio opowiadać treści, bo sama nie lubię spoilerów, więc powiem tyle - będzie się działo. No i oczywiście nie zapomnijcie o scenie po napisach (z wiarygodnego źródła wiem, że jest tylko jedna, więc nie macie co czekać do samego końca).

Smutne, że trzeba czekać na kolejny film do przyszłego roku, ale na pocieszenie niedługo wchodzi "Ant-Man".

 W skali od 1-10 daję oczywiście 10, bo jakże by inaczej. Nie byłabym sobą (albo Marvel naprawdę by nawalił), gdybym postawiła niżej.

A wy czekacie niecierpliwie na kolejne produkcje Marvela? Widzieliście już najnowszych Avengersów? Który bohater jest Waszym ulubionych?

poniedziałek, 11 maja 2015

A JAK... - USZATE VADEMECUM PODRÓŻNIKA #1

Lato zbliża się wielkimi krokami, a razem z nim wakacje, więc pomyślałam nad stworzeniem cyklu postów o niezbędnikach podróżnika. Będą się ukazywać prawdopodobnie 2 razy w tygodniu w poniedziałki i piątki lub tylko w poniedziałki, zależy jak będę się wyrabiać z pisaniem. Dzisiaj przed Wami odsłona pierwsza:
A JAK... APARAT.

Banalne? Oczywiste? Może i tak, nie mniej jednak nie wyobrażam sobie wyjazdu bez aparatu, chociażby takiego w komórce. Podczas wyjazdu trzeba uwieczniać to, co się zobaczyło, ludzi, których się spotkało, jedzonko, które się próbowało...

No w zasadzie wszystko można, a nawet powinno się fotografować (zwłaszcza teraz kiedy karty pamięci mieszczą setki, jeśli nie tysiące zdjęć, a nie jak stare filmy, przy dobrym układzie kilkadziesiąt).

Wiem, że może nie każdy może sobie pozwolić na kupno super wypasionej lustrzanki, statywu i kilku obiektywów, zresztą po co? Mnie by się nie chciało nosić tego wszystkiego, nie jestem wielbłądem, ale jak ktoś lubi to proszę bardzo, nie zabraniam. Nie ważne jaki kto ma aparat, bo w dzisiejszych czasach niejeden telefon komórkowy robi lepsze zdjęcia niż starsze modele cyfrówek (wiem co mówię, przekonałam się na własnej skórze). Ważne żeby mieć jakieś urządzenie, które pozwoli nam uwiecznić nasze przygody. Zachęcam do inwestowania w tego typu sprawy, gdyż pamięć bywa ulotna, a naprawdę warto utrwalać wspomnienia.

Ja sama mam lustrzankę, już kilkuletnią, była ze mną na niejednym wyjeździe, ale ostatnimi czasy lenistwo wzięło górę - nie chciało mi się jej zabierać. Komórka wystarczała. Jednak przed wyjazdem do Londynu zachorowałam na nowy aparat, niezbyt duży, taki do torebki, bo stara cyfrówka już się praktycznie do niczego nie nadaje, to już nie jest ta sama jakość co jeszcze kilka lat temu (Ci, co chociaż trochę się interesują fotografią pewnie rozumieją co mam na myśli). Wiadomo, komórka może by wystarczyła, ale z drugiej strony martwić się co chwila o baterię? Biegać od kontaktu do kontaktu (a w Wielkiej Brytanii przecież są dziwne gniazdka)? A to jednak miał być Londyn, jedna z pozycji na liście marzeń... Musiałam, więc coś zrobić.
"Tatusiu, a bo ja mam urodziny...", słodkie oczka kota ze Shreka i się udało - dostałam moje małe kochanie. Zdał test śpiewająco, zdjęcia już Wam pokazywałam w postach z wyjazdu, częściowo nawet wywołam, a aparat teraz grzecznie czeka na kolejny wyjazd.

Wyobrażacie sobie wyjazd bez aparatu? Wolicie wersję "tradycyjną" czy komórka wystarcza?

czwartek, 7 maja 2015

"KOCHANI..." - 3MAJ KONTAKT!

Pora na trzeci i ostatni post w ramach wyzwania 3maj kontakt! Wybór grupy, której będę dzisiaj pisać nie był zbyt trudny, wręcz przeciwnie - dosyć oczywisty. Może sobie pomyślicie, że robię się dosyć nudna, monotonna i przewidywalna, bo ostatnio w zasadzie tylko o jednym, ale teraz cały mój świat się kręci wokół tego ważnego wydarzenia.

7 maja 2015

Kochane Koleżanki Maturzystki! Kochani Koledzy Maturzyści!

Jak się trzymacie? Stresik mam nadzieję już za Wami. No przyznajcie, nie jest tak źle jak się wszystkim wydawało. Wiele hałasu o nic, nie uważacie?

Nie wiem jak Wy, ale ja podchodzę do tego całkiem na luzie. Totalny chill out. Chyba cały świat się za mnie denerwuje. To chyba dobrze, co nie? Więc może weźcie ze mnie przykład? Dzisiaj pisałam polski rozszerzony - moja pierwsza analiza porównawcza w życiu. Serio. W ogóle się do tego nie przygotowywałam i co? I nic. Jakoś dałam radę, żyję, mam się nieźle, jestem raczej zadowolona, bo napisałam najlepiej jak potrafiłam (grunt to wrodzone lanie wody), najwyżej płakać będę kiedy podadzą wyniki.

Najgorsze już w zasadzie za nami. No dobra jeszcze ustne, ale jak ktoś ma gadane to da radę. Grunt to pozytywne nastawienie, spokój i opanowanie. Nie wpadajmy w panikę, to, że jesteśmy królikami doświadczalnymi to przecież nic strasznego - w końcu Szanowna Komisja też nie wie "z czym się je" tę "nową maturę". Będą łagodni niczym baranki, prawda? 

Dlatego też apeluję dziś do Was - odłóżcie wreszcie te książki, zeszyty, repetytoria i inne pomoce naukowe, bo już Wam nic nie pomogą. Zrozumcie wreszcie, że w kilka dni nie jesteście w stanie wszystkiego sobie przypomnieć, a tylko sobie w główkach jeszcze bardziej namieszacie i będziecie się stresować, że tylu rzeczy nie pamiętacie i nie zdążycie powtórzyć. 

Ej Ty! Tak, do Ciebie mówię! Zostaw ten podręcznik! No już! Zapomnij o nim! Lepiej idź na spacer, weź głęboką kąpiel, obejrzyj film (byle nie ekranizację jakiejś lektury, bo jeszcze strzelisz gafę na ustnej). Relaks dobrze Ci zrobi, weź przykład ze mnie i daj móżdżkowi odpocząć. Przestań obsesyjnie się uczyć, oderwij się od wkuwania, a na pewno lepiej się poczujesz i stres zniknie.

Nie wierzysz mi? Jesteś dalej kłębkiem nerwów? Stres dalej Cię zżera od środka? W takim razie przeczytaj mojego posta, którym podałam 3 sposoby jak sobie radzić w stresujących sytuacjach!

Jutro rozszerzona matematyka. Będzie ciekawie, ale damy radę, prawda? Łączę się z Wami w bólu Kochani. Pamiętajcie o tym :)

A i jeszcze jedno - USZY DO GÓRY! :)

środa, 6 maja 2015

18 + 11 - 3MAJ KONTAKT!

 
Listowe wyzwanie 3maj kontakt! part 2. Dzisiaj wiadomość do siebie w przyszłości, już kiedyś próbowałam pisać maile do siebie starszej o 10 lat, by utrwalić to, co teraz sprawia mi radość, spisać wspomnienia, opisać to, co teraz mnie przeraża i śmiać się z tego kiedy za kilka lat to przeczytam. A Wy próbowaliście kiedyś korespondować ze starszą wersją siebie? Nie? To może czas najwyższy odważyć się? To wcale nie takie dziwne jak się wydaje ;)

3 luty 2025
Droga Ja za 10 lat!

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Nadal nie znosisz jak Ci ludzie składają życzenia? Ile Ty masz teraz lat? 30? Aaa faktycznie 29, znaczy 18 + 11. Ale no przyznaj -  dużo się nie pomyliłam. Jak już się przekroczy pewien wiek to w zasadzie rok w tę czy w tamtą to przecież żadna różnica,nieprawdaż?
Pewnie teraz patrzysz na mnie swoim słynnym "wzrokiem bazyliszka", uważaj, bo padnę trupem i nawet 20 nie dożyje. Chcesz tego? Bo ja nie.

Nie wiem w zasadzie, co takiego miałabym Ci napisać, jaką radę Ci przekazać, przecież Ty już to wszystko wiesz. To raczej Ty powinnaś pomagać mnie, bo jesteś "ta starsza" i bardziej doświadczona. Mama zawsze powtarzała "słuchaj się starszych". No więc? Co mi powiesz? Jaką złotą radę masz dla mnie?

Tak w ogóle to kim Ty teraz jesteś? Osiągnęłaś coś w życiu? Masz fajną rodzinkę i super pracę? Oby. Tylko mi nie mów, że jesteś wiecznym studentem, bo Cię chyba uduszę. Taka stara krowa i miałaby jeszcze się uczyć? Tak, wiem, że "człowiek uczy się przez całe życie", no ale bez przesady. Liczę, że już się usamodzielniłaś i w końcu zmądrzałaś, masz tytuł magistra czegoś tam, obrączkę na palcu i co najmniej jednego dzidziusia, bo jak nie...

No dobra nie będę taka, w końcu różnie to się w życiu układa, ale mam nadzieję, że nagle nie stwierdziłaś, że będziesz starą panną z dwunastoma kotami.

Ech, przestanę Ci już truć, zamiast tego opowiem coś o tym, jaka jestem teraz (może jakiś cudem to Ci pomoże, bo przypomni Ci się jaka byłaś te -10 lat temu). Więc jaka jestem? 

Chyba jestem... szczęśliwa. 

Tak, w zasadzie jestem szczęśliwa, mam rodzinkę, przyjaciół. Może za różowo to nie jest, wiesz matura, rekrutacja na studia, ciężki okres, ale wszyscy mnie wspierają, więc chyba nie mam się czym martwić. Niedługo czekają mnie najdłuższe wakacje w życiu, pewnie będę pracować i odpoczywać. Ola dzisiaj kupiła bilety na wrzesień do Paryża. Kolejne marzenie się spełni, przybędą kolejne wspomnienia.
Mam nadzieję, że dalej często podróżujesz i że nie pozwalasz marzeniom być tylko marzeniami, bo one są po to, by je spełniać. 

Jaką siebie widzę za 10 lat? Też szczęśliwą, niezależnie od sytuacji, czy to materialnej, czy zawodowej i prywatnej. Jest szczery uśmiech na twarzy, jest dobrze. Ale jak już mogę troszkę pofantazjować to może tak: domek z ogródkiem albo chociaż jakieś fajne, dosyć spore mieszkanko, skończone wzornictwo, grafika albo architektura i praca z tym związana (bo po co zmarnować tyle lat i sił na studiowanie, jeśli potem nie robi się nic, co się łączy z ukończonym kierunkiem), przystojny i ogarnięty mężczyzna przy boku i dwójka słodziutkich bobasków biegająca po domu. Chyba trochę popłynęłam, ale tylko trochę. Może nieco zbyt idealna to wizja, ale przecież pomarzyć czasem można, a nuż się spełni.

Ale to wiesz tylko Ty. Ja się kiedyś dowiem. Mam nadzieję, że się za bardzo nie rozczaruję i zderzenie z rzeczywistością nie będzie bardzo bolesne. 

Oby ten list przetrwał i sprawił, że się uśmiechniesz i przypomnisz sobie o mnie. Znaczy o sobie. Tej młodszej o 10 lat. W sumie to ja muszę pamiętać, by za 10 lat przeczytać ten list. Bo Ty to ja, a ja to Ty. O Matko! Pogubiłam się, zresztą nie ważne, najlepiej jeśli obie będziemy pamiętać niż żeby żadna z nas nie pamiętała.  

Rany co ja piszę! Więc może lepiej już skończę, bo zaraz zeświruję i Nina będzie mnie mieć na sumieniu, bo to wyzwanie to jej pomysł.

 W każdym razie, trzymaj się! 

I pamiętaj - USZY DO GÓRY!

wtorek, 5 maja 2015

"DROGA..." - 3MAJ KONTAKT!

Dzisiaj pierwszy post w ramach wyzwania 3maj kontakt wymyślonego przez Ninę z bloga Drinki w kokosie. Pomysł ciekawy i na pewno niełatwy, bo pierwszym zadaniem jest napisanie listu do siebie z przeszłości. Tyle w kwestii wstępu, teraz pora na korespondencję ze sobą (może brzmi to dziwnie, ale wcale nie znaczy, że odbiło mi to tego stopnia, że zaczęłam gadać sama ze sobą).

3 września 2012
Droga Młodsza Ja!

Zaczynasz teraz liceum, jeden z ważniejszych okresów w Twoim życiu. Nie będę Cię okłamywać - łatwo nie będzie, wiem co mówię. Czekają Cię ogromne zmiany, trudne decyzję do podjęcia, bolesne porażki, ale też naprawdę fajne momenty, bo jak to mówią "po burzy zawsze wychodzi słońce". Nie zapominaj o tym nigdy!

Boisz się, co Cię czeka? Oj przestań, dasz radę! Jakoś ;) Liceum to nowy start. Przestań być aspołecznym, zamkniętym w sobie ludzikiem. Uśmiech proszę i integrujemy się z otoczeniem! No dalej, śmiało! Przecież Cię nie zjedzą. Co najwyżej za obraz wciągną...

Mnie nie ufasz? Weź się w końcu w garść, koniec bycia szarą myszką bojącą się własnego cienia. Wiem, jestem w tym momencie troszkę (ale tylko troszkę) okrutna, ale na pocieszenie powiem Ci, że otwartość się opłaci - będziesz bowiem miała fantastyczną paczkę przyjaciół (oby na całe życie). Czasem będą się co prawda zdarzać zgrzyty, nie zawsze będziecie nadawać na tych samych falach, parę razy będziesz się zastanawiała, czy aby na pewno pochodzicie z jednej planety, a taki jeden to już szczególnie często będzie narażony na Twoje warczenie i pioruny, spowodowane napadami złego humoru, ale i tak będą Cię kochać i uwielbiać. Oczywiście ze wzajemnością. 

Więc (tak wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc") błagam Cię zwalcz weltschmerz, nie poddawaj się, nawet jeśli sytuacja wydaje Ci się beznadziejna i bez wyjścia. Dąż do wyznaczonych celów, spełniaj marzenia, rozwijaj pasje, ucz się systematycznie, planuj co i kiedy musisz zrobić, przemyśl, co będziesz robić po liceum, a na pewno dasz radę! Tak, DASZ RADĘ! Przestań kręcił głową i przewracać oczami. Uważasz, że się mylę? Że NIE MAM RACJI? JA? 
Ja mam ZAWSZE rację. 
A jak nie mam to przeczytaj poprzednie zdanie jeszcze raz. I jeszcze raz, i jeszcze raz, aż wbijesz to sobie do swojego małego móżdżka.

Ty zaczynasz teraz liceum, ja już je skończyłam. U mnie jest 5 maja 2015, pisałam dzisiaj maturkę z matematyki, fajnie nie? Powiem Ci, że nie taki diabeł straszny jak go malują, więc wyluzuj i przestań obgryzać w końcu te paznokcie, bo to wcale nie wygląda dobrze. No dobra, przyznaję też ciągle z tym walczę.

Pewnie chciałabyś wiedzieć jaka teraz jestem, ale nie powiem Ci co za Muppet ze mnie wyrósł. Sama z czasem się przekonasz. Może trochę Cię zdołuję (znowu, wybacz), ale jeśli myślisz, że dopiero za trzy lata matura itd. to przykro mi, ale się mylisz i nawet się nie zorientujesz, że tak szybko to zleciało. Z biegiem lat człowiek zaczyna sobie uświadamiać jak szybko płynie czas. Dlatego czerp radość z każdej chwili, nawet z byle pierdoły. I nie zmarnuj tych lat!

Dobra, dość już wymądrzania się. Do niektórych rzeczy musisz dojść sama, dorosnąć do pewnych spraw, przeżyć niektóre sytuacje. Pamiętaj, że jestem z Tobą i wierzę w Ciebie.

USZY DO GÓRY!

poniedziałek, 4 maja 2015

NIE CHCĘ BYĆ DOROSŁA

Biała koszula, czarna spódnica - dziewczyna w lustrze ubrana w ten zestaw jest łudząco podobna do mnie. To jestem ja, bez dwóch zdań, jednak nie poznaję siebie. Wyglądam tak... poważnie, tak... dojrzale. Mam wrażenie, że strój galowy dodaje mi lat.

Dzisiaj pierwszy dzień zmagań z maturą. Polski, matematyka, dzień przerwy, znowu polski i znowu matematyka. Coś monotonna ta moja matura. Później niemiecki, ustne i z głowy, szybko zleci. Gdzie się podział cały stres? Jeszcze półtora tygodnia temu byłam kłębkiem nerwów, nałogowo obgryzającym paznokcie, a teraz? Luz blues normalnie. Matura? Jaka matura? Chyba cały świat denerwuje się za mnie.

Nie żebym miała coś przeciwko...

Wiecie co mnie przeraża? Kiedy minęły te 3 lata w liceum!? Dlaczego tak szybko!? Wiem, że każdy przez to przechodził, każdy kiedyś zmagał się lub będzie się zmagał z krokiem w dorosłość, ale dla mnie to i tak za wcześnie. Ja po prostu... nie chcę być jeszcze dorosła.

Bo 18+ nie czyni jeszcze dorosłym.

Dla mnie dorosłość to odpowiedzialność, powaga, dojrzałość, samodzielność. Czy posiadam te cechy? Chyba jeszcze nie, więc niby dlaczego mam się uważać za dorosłą? Niby dlaczego inni mają mnie nazywać dorosłą? Może ja jeszcze nie dorosłam do "dorosłości"?

Bardziej od matury przerażają mnie jej wyniki i ich wpływ na rekrutację na studia. Czy dostanę się tam, gdzie chcę? Czy ten kierunek jest na pewno dla mnie? Czy dam sobie sama radę, jeśli wyjadę? TO mnie przeraża i TO spędza mi sen z powiek. Po liceum zaczyna się życie? Zobaczymy. Studia to najlepszy okres w życiu? Zobaczymy. Najpierw trzeba się na nie dostać.

Ale jak to mówią - "co ma być, to będzie" i "niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba". Te dwie myśli chyba będą moim mottem przez najbliższy czas.

Dosyć długo mnie tu nie było. Dosyć długo trwało nim byłam w stanie napisać tego posta. Moje nastawienie i opinia na temat pewnych spraw zmienia się jak w kalejdoskopie. Jak już pisałam byłam rozbita z powodu nerwów i trochę trwało nim się na powrót poskładałam.Gdybym napisała tego posta w zeszłym tygodniu to wyglądałby pewnie mniej więcej tak "AAA... RATUNKU! POMOCY! MATURA, KONIEC LICEUM, STUDIA, DOROSŁOŚĆ! JA NIE CHCĘ!". A czegoś takiego raczej byście czytać nie chcieli, dlatego też po raz kolejny błagam o wybaczenie i obiecuję poprawę (mam nadzieję, że tym razem mi się uda).