niedziela, 12 kwietnia 2015

LICEALNY FINISZ

Myślałam, że pojęcie braku czasu było mi już od dawna znane. Rzeczywistość oczywiście potrafi zaskoczyć i niemile uświadomiła mi jak bardzo się myliłam. Ostatni tydzień przed wystawianiem ocen, a ja nie wiem w co ręce włożyć. Niby nie jestem w złej sytuacji, bo zero zagrożeń (a co po niektórzy w mojej klasie mają aż 2), ale moja chora ambicja zmusza mnie do pracowania na zdwojonych, czy może raczej potrojonych a nawet zdziesięciokrotnionych obrotach, w końcu wymarzyłam sobie pasek na maturalnym świadectwie.Taaa już to widzę...
Nauczyciele sumienia nie mają. Wymyślili sobie, że mamy zrobić prezentację z fizyki, rozwiązać zadania z historii na poziomie matury rozszerzonej (gdzie poziom historii i społeczeństwa przez ostatnie dwa lata pozostawiał wiele do życzenia), przeczytać lekturę, napisać pracę klasową z bieżącego materiału i jeszcze poprawić wszystkie zaległe sprawdziany. I to wszystko do piątku. Może przesadzam i jak zwykle dramatyzuję, ale jestem po prostu zmęczona i mam dość! Po prostu. A to niby nauczyciele mają tak ciężko, bo tyle sprawdzania. Przepracowują się normalnie. 
Do matury zostały jakieś 20 dni. Do zakończenia roku niecałe 2 tygodnie. Pożegnanie ze szkołą, nauczycielami, klasą. Mimo, iż czasem było ciężko wytrzymać, to będę tęsknić za tymi ludźmi, salami, murami tej szkoły. Jeszcze tylko kilka dni harówki i będzie po wszystkim. Matura i najdłuższe wakacje w życiu. Może wtedy chociaż trochę odpocznę i będę mieć więcej czasu na blogowanie :) Na razie żyję myślę byle do piątku, bo potem to już będzie z górki.

sobota, 11 kwietnia 2015

RODZINY SIĘ NIE WYBIERA


"Nie krzycz, bo dziadek będzie zły ", "nie rzucaj piłką, bo coś zniszczysz ", "nie rób tego, tamtego nie wolno...". Tak mniej więcej wyglądało moje dzieciństwo, do ok 9 roku życia. Wtedy jedyną rozrywką podczas np. wspólnych Świąt czy wakacji spędzanych w domu dziadków były warcaby, chińczyk, ewentualnie huśtawka, kolorowanka i dobranocka. Kiedy babcia umarła, ciocia dostała dom w spadku, dziadek wyprowadził z rodzinnego domu i urodziła się kuzynka, nie można było hałasować, bo dziecko się obudzi. Warcaby i chińczyk już nie były rozrywką, ale na szczęście czasem mogłam pograć w węża na niezawodnej Nokii 6310 i umiałam już czytać, bo inaczej chyba bym umarła z nudów. Kiedy nastały czasy powszechnego Internetu, telewizji satelitarnej itd., a dzieci trochę podrosły, więc można się było swobodnie bawić i było więcej rozrywek, na zabawę byłam już za duża.
Tak pamiętam moje dzieciństwo i wspólne spędzanie Świąt i wakacji. Wkurzające jest to, że dorośli próbują wmówić mi, że było inaczej i byłam taka sama jak wrzeszczące i biegające bez przerwy kuzynostwo. No dobra może nie biegają i nie wrzeszczą przez cały czas. Cicho są kiedy oglądają bajki, grają na Iphonach, Ipadach albo PlayStation. Chociaż to też nie zawsze, bo czasem są kłótnie o dzielenie się.
Czy "za moich czasów " było coś takiego? No nie. Więc niby jakim cudem miałam być taka sama?
Fakt, płakałam kiedy siostra wygrała ze mną w chińczyka. Fakt, byłam niejadkiem i czasem grymasiłam przy obiedzie. Fakt, marudziłam jak mi się nudziło, no, ale co miałam robić kiedy prawie nic mi nie było wolno i nie było żadnych rozrywek poza nieszczęsnymi warcabami i chińczykiem, do których potrzeba przynajmniej 2 osób? Fakt, bywałam niecierpliwa, kiedy np. robiliśmy całą rodziną pierogi i chciałam robić wszystko na raz - wałkować, zagniatać, mieszać, lepić. No i przede wszystkim - ja w przeciwieństwie do nich umiałam się cieszyć z tego co mam, a nie obrażałam się na cały świat, że dostałam inną lalkę (bo w większości wypadków nawet nie dostawałam tego, o co prosiłam w liście do świętego Mikołaja).
No niestety czasy się zmieniły, dzieci już nie są takie jak kiedyś. Żyjemy w epoce technologii, Internetu, reklam.
Co mnie wzięło na tego typu przemyślenia? „Cudowna” świąteczna atmosfera, gdyż oczywiście nie obyło się bez kłótni. Wiem, że może trochę przesadzam, no ale jak mam coś takiego tolerować? Mam robić dobrą minę do złej gry? Wiem, że nikt nie lubi krytyki i życie nie jest fair, ale nie znoszę jak mnie porównują do innych. I chyba nikt nie lubi.
Reasumując moje Święta były takie jak zwykle – spędzone w gronie w rodziny, jednak burzliwie. Jak w każdej polskiej rodzinie jedzenia było zdecydowanie za dużo. Chyba nigdy nie zrozumiem po co do takich krótkich Świąt przygotowywać się kilka dni – sprzątać wszystko po kilka razy i spędzać długie godziny w kuchni.
Na koniec apeluję do wszystkich o nie porównywanie innych do siebie. To, że „za Waszych czasów” było tak, a nie inaczej, to nie znaczy, że teraz też tak jest. Każdy z nas jest inny i mimo, że czasem zachowujemy się podobnie to tylko PODOBNIE, a nie tak samo.

piątek, 3 kwietnia 2015

STRES - ADRENALINA CZY PARALIZATOR?

Stres jest naturalną reakcją, objawiającą się np nadmiernym poceniem,bólem brzucha, trzęsieniem się całego ciała czy nawet utratą przytomności. Ludzie różnie reagują na stres, dla wielu jest bardzo motywujący i działa niczym zastrzyk adrenaliny, na innych wręcz przeciwnie - jak paralizator i zaklęcie zapomnienia. Wiadomo, różni są ludzie, różne sytuacje i różne emocje związane z tymi sytuacjami.
Trudno mi powiedzieć jak na mnie działa stres. Myślę, że to zależy od sytuacji. Kiedy jestem na scenie i czekam na występ wystarczą mi trzy uspokajające oddechy i już przyspieszone bicie serca ustępuje pełnej koncentracji i gotowości do działania. Pisząc egzamin stres pomaga mi w skupieniu, adrenalina przyspiesza krążenie krwi, więc mózg lepiej dotleniony pracuje na zwiększonych obrotach, przez co chyba łatwiej mi przychodzi rozwiązywanie zadań. Najgorsze są dla mnie sytuacje, po których nie wiem czego się spodziewać np egzaminy ustne czy rozmowy kwalifikacyjne. Wczoraj miałam próbną ustną maturę z niemieckiego. To było dla mnie bardzo trudne, przedłużające się oczekiwanie było nie do zniesienia, nie byłam w stanie usiedzieć w miejscu, a chodzenie po korytarzu było niemożliwe z powodu trzęsących się kolan. Trudno mi było dobrać właściwe słowa, miałam wrażenie, że poszło mi fatalnie, zapomniałam słówka. O dziwo wynik miałam świetny, bo tylko 2 punkty mi odjęto, ale cała otoczka związana z maturą była strasznym przeżyciem.

Co zrobić by stres Tobą nie zawładnął?

1. Zamknij oczy i weź kilka głębokich oddechów. Czasami z powodu stresu zapominamy o oddychaniu. Wsłuchaj się w swoje ciało i na chwilę oderwij od otaczające Cię świata. Kiedy poczujesz, że choć trochę się uspokoiłeś nerwowe bicie serca, otwórz oczy i do dzieła!

2. Ruszaj się. Pochodź, poskacz, pomachaj rękami - rozluźnisz w ten sposób swoje ciało i "rozchodzisz" stres!

3. Opowiedz dowcip albo przypomnij sobie jakąś zabawną sytuację. Śmiech sprawi, że zapomnisz o zmartwieniach, rozluźnisz nerwową atmosferę i napełnisz siebie i innych zestresowanych towarzyszy pozytywną energią!

Wiadomo każdy kiedyś musiał, musi lub będzie musiał zmierzyć się ze stresującą sytuacją. Trzeba pamiętać o tym, by nie popadać w panikę, bo wtedy odniesiemy porażkę, przegramy ze stresem.
USZY DO GÓRY!