poniedziałek, 25 stycznia 2016

ASP - PROFIL STUDENTA

Pisałam Wam już chyba, że dostałam się na ASP. Wiem, że nie wypada się zwalić, ale co tam, raz nie zawsze. Tak, jestem studentką ASP. Tak, studiuję grafikę. Tak, jestem tym strasznie podekscytowana i czasami ciągle nie mogę w to uwierzyć. Fakt, łatwo nie było, łatwo nie jest i na pewno łatwo nie będzie. Jak to mówią - byle do pierwszej sesji... (o zgrozo to już w ten weekend!!!)

W związku z powyższym w mojej główce narodził się pomysł stworzenia cyklu pod hasłem "Ja - studentka ASP", w którym będę Wam opowiadać jak to jest być studentem ASP, postaram się obalić kilka stereotypów na ten temat, przedstawić wady i zalety studiowania na tej a nie innej uczelni. Nie wiem jeszcze do końca jak często będę zamieszczać posty z tej serii, pewnie jak to mówią, wyjdzie w praniu.

Kto to taki "student ASP"? 

Jak sama nazwa wskazuje jest to człowiek studiujący na ASP (skrót od Akademia Sztuk Pięknych). Banalne? Oczywiste? Super no to lecimy dalej.

Jak wygląda student ASP?

Tu już się robi gorzej, bardziej pod górkę. Może wytłumaczę Wam to bardziej obrazowo.
Oto Agata - typowa studentka ASP.   

Agata to urodzona artystka już od najmłodszych lat przejawiała zdolności plastyczne, była niezwykle twórcza i kreatywna. Jak widzicie posiada wszystkie charakterystyczne cechy studentki ASP. Bez nich nawet nie pokazuj się na uczelni. Ba, bez nich nawet nie masz co próbować swoich sił na egzaminach wstępnych. Są to:

- niedbały kok - w końcu co może mieć innego na głowie artysta jak nie artystyczny nieład?
- hipsterskie okularki - dzięki nim lepiej postrzega świat, widzi wszystko wyraźniej, więc jej prace mogą jeszcze lepiej oddawać rzeczywistość
- podwinięte rękawy - można przystąpić od razu do procesu twórczego
- plamy - na spodniach, bluzce, dłoniach, twarzy, w zasadzie wszędzie, w końcu trzeba zaprezentować światu, że jest się artystą pełną gębą
- wielka teczka u boku - symbol studenta ASP, pierwszorzędny znak rozpoznawczy

Dlaczego student ASP różni się od studentów innych uczelni?  

Wiecie już jak wygląda typowa studentka ASP. Teraz pokażę Wam jak wyglądają typowi studenci innych uczelni. 

Dlaczego więc my, studenci ASP różnimy się od reszty świata? Już na pierwszy rzut widać, że po prostu jesteśmy lepsi, sam nasz wygląd o tym świadczy. Jesteśmy innym, wyższym, bardziej rozwiniętym gatunkiem, a reszta świata może nam zazdrościć, ale nawet nie ma co marzyć, że kiedyś nam dorówna. Studentem ASP trzeba się po prostu urodzić... 

Dobra koniec z tym, kogo ja próbuję oszukać. Czasami patrząc na ludzi na mojej zacnej uczelni zaczynam się sama zastanawiać skąd Ci wszyscy ludzie się biorą, bo chyba z innej planety, ale większość jest całkiem normalna i nie wygląda jak "typowa Agata". W mojej grupie jest co prawda dziewczyna, która ma tatuaże na prawie całym ciele, inna z dredami (całkiem spoko dziewczyny) i był nawet "natchniony" koleś, który szybko zrezygnował, ale jest też masa ludzi, w tym ja, po których nie widać, że jesteśmy ludźmi z ASP. Zdradza nas tylko osławiona teczka.

Cieszę się, że studiuję na ASP. Są to, wbrew pozorom studia ciężkie i wymagające, pod wieloma względami chyba nawet bardziej niż niejeden kierunek na uniwersytetach czy politechnikach. Wielu ludziom wydaje się, że studiowanie na uczelni artystycznej to przyjemność i zabawa, a nie prawdziwe studiowanie. Fakt nie muszę kuć do egzaminów (na razie), ale 9 z 10 moich przedmiotów wymagało ode mnie włożenia mnóstwa pracy w zrealizowanie zadań na zaliczenie. 

Dlatego proszę Was o to, byście nie traktowali "ludzi z ASP" jak istoty z innej planety. Bo większość z nas nie różni się zbytnio od "reszty świata". Jesteśmy artystami, ale raczej nie obnosimy się z tym jakby to było coś wow i czyniło z nas nadludzi. Może i różnimy się czasem wyglądem czy sposobem bycia od zwykłych studentów, zwykłych uczelni, ale nie każdy jest "typową Agatą". Wiadomo stereotypy stereotypami, ale takie przypadki naprawdę się zdarzają (mam na roku taką jedną), tak jak na politechnice znajdzie się kilku typowych , maniaków komputerowych noszących koszule w kratkę, a na uniwersytecie medycznym typowa , kujonka siedząca całymi dniami w nosem w podręczniku od anatomii.

Jakie macie zdanie o studentach ASP? Traktujecie ich normalnie czy obcych z innej planety? Uważacie, że często podchodzimy do wielu spraw stereotypowo?

piątek, 22 stycznia 2016

10 RZECZY, ZA KTÓRE KOCHAM ZIMĘ

Ach ta zima... W końcu patrząc za okno nie mam wątpliwości jaka jest pora roku. Wiosna, lato, jesień, zima... każdą porę roku doceniamy i nienawidzimy z różnych powodów. Oto moja lista.

1. Śnieg

Banał? Możliwe, ale kto wyobraża sobie zimę bez śniegu? Bez niego po prostu jej nie ma. Ma niewątpliwie liczne wady, ale też swój urok. Kto nie tęskni za lepieniem bałwana i bitwami na śnieżki? Bez śniegu nie ma takich atrakcji.

2. Niskie temperatury

Jest zima - musi być zimno. Tak często mówi moja mama. Mrozek szczypiący w policzki, para lecąca z ust, to coś co lubię. Lepiej się wtedy czuję, jednak upały to nie dla mnie, jestem człowiekiem zimy.
3. Gorąca czekolada

Z bitą śmietaną albo piankami marshmallow... Mmm... Cudownie rozgrzewa, podnosi poziom cukru i magnezu i ten zapach... Czy jest lepszy napój do picia zimą?

4. Boże Narodzenie

Kto nie kocha świątecznych przygotowań, magii, spotkań rodzinnych? A to wszystko dzieje się zimą. To coś zupełnie innego niż np. wiosenno-letnie spotkania przy grillu.
5. Sylwester i Nowy Rok

 Najdłuższa noc w całym roku. Największa zabawa. Jedne z lepszych wspomnień. Gonienie szampana, bo było tak ślisko, że sturlał się aż na sam dół wzgórza. Koniec jednego roku i początek nowego to niewątpliwie jeden z pozytywów zimy.

6. Karnawał

Oj marzy mi się taki w Wenecji bądź Rio. Niesamowity klimat, cudowna energia, świetna zabawa. I te wszystkie przebrania...
Snowboard <3
7. Sporty zimowe

Narty jakoś nigdy mnie nie przekonywały, a kiedy 2 lata temu byłam z siostrą w Zakopanem to zapisałyśmy się na kurs jazdy na snowboardzie. Te 3 dni były naprawdę super, pokochałam ten sport! Narty żegnajcie! Tylko szkoda, że nie można jeździć cały rok. Z innych, fajnych, zimowych aktywności to oczywiście sanki czy łyżwy (choć za tymi ostatnimi nie przepadam).

8. Wypady w góry

Nigdy nie byłam w górach latem, dlatego zima kojarzy mi się z feriami zimowymi spędzonymi na przemierzaniu górskich szlaków, przedzieraniu miejscami nawet po kolana w śniegu lub ślizganiu po kilku centymetrowej warstwie lodu.
9. Mandarynki i pomarańcze.

Może i nie jestem ich wielką fanką, ale kocham ich zapach. Teraz można je kupić cały rok, ale chyba każdy przyzna, że zimą są najlepsze, zwłaszcza Ci, którzy pamiętają czasy, kiedy dostawało się je na Boże Narodzenie zamiast czekolady.

10. Urodziny

Jak już pisałam jestem dzieckiem zimy. Moja mama zawsze wspomina, że kiedy się urodziłam była góra śniegu i bardzo niskie temperatury. Urodziny mam 3. lutego, więc jak mogłoby ich zabraknąć na liście rzeczy, za które kocham zimę?

A Wy za co kochacie zimę? Co dodalibyście do tej listy? Czy może wcale jej nie lubicie?

środa, 20 stycznia 2016

TU&TERAZ - STYCZEŃ 2016

Tu&Teraz jest cyklem mającym pomóc nam na chwilę się zatrzymać, zastanowić nad naszym życiem. Jest też fajnym sposobem dokumentowania codzienności. Ludzie się zmieniają, więc w sumie fajnie byłoby zobaczyć za kilka lat jak kiedyś postrzegało się otaczający świat. Można zaobserwować co się działo w danym czasie w naszym życiu, jakie rzeczy nas zachwycały, co było dla nas ważne. O tym pomyśle przeczytałam ostatnio na blogu Kasi i postanowiłam spróbować. Może dzięki temu uda mi się trochę wyluzować i zacząć bardziej cieszyć z drobnych spraw, zachwycać codziennością?

Kasia stworzyła listę słów kluczy, dzięki którym opisuje to, co dzieje się w jej życiu w danym momencie. Mam nadzieję, że nie obrazi się na mnie, że pozwoliłam sobie pożyczyć jej słowa, do stworzenia własnego Tu&Teraz, do czasu aż wymyśle własne słowa klucze.

SŁUCHAM ulubionych playlist i wykonawców na Spotify. Pomagają mi się skupić na pracy, nawet jeśli z czasem jestem tak skupiona, że nie rozpoznaję poszczególnych piosenek, to ciszę, po skończeniu danej playlisty od razu wyczuję, żeby nie powiedzieć "usłyszę". Dzięki muzyce czas szybciej mi płynie, nauczyłam się pracować z czymś grającym w tle i teraz cisza mi po prostu przeszkadza.

CZYTAM blogi prowadzone przez naprawdę motywujących i kreatywnych ludzi. Chciałabym kiedyś zostać jedną z nich, ale przede mną jeszcze dłuuuga droga. W wolnych chwilach, których niestety ostatnio jak na lekarstwo pochłaniam też najnowszą książkę Trudi Canavan. Jak ja kocham tę autorkę!

UCZĘ SIĘ ogarniać swoje życie, panować nad rozkładem dnia i listą zadań do zrobienia. To bardzo ważne by umieć planować i zmotywować się do działania, zwłaszcza przy moim systemie studiowania.

UŻYWAM komputera niemalże codziennie. Z każdym dniem coraz więcej rozumiem, widzę postępy, zaczynam dużo rzeczy robić intuicyjnie. Pakiet Adobie jednak nie taki straszny! To naprawdę działa motywująco, kiedy wiesz co i jak musisz zrobić i widzisz tworzącą się prace, a nie, że siedzisz i załamujesz ręce, bo program nie współpracuje.

CZUJĘ SIĘ zmęczona zbliżającą się sesją i równocześnie wypoczęta po weekendowym wypadzie do Warszawy. Jak to możliwe nie mam pojęcia, ale tak po prostu jest.

CHCIAŁABYM aby styczeń już się skończył, bym mogła spędzić więcej czasu z przyjaciółmi i chłopakiem. Mogłabym skupić się bardziej na sobie, odpocząć, porobić coś co chcę, a nie muszę. Mogłoby być też więcej śniegu, by można było pojeździć na snowboardzie i zrobić fajną, zimową sesję zdjęciową.

MYŚLĘ o celach i postanowieniach na ten rok. Jest ich całkiem sporo, więc przydałoby się zacząć je realizować. Czas zacząć zmieniać marzenia w realne plany i konkretne cele. Luty będzie do tego idealny.

CIESZĘ SIĘ, że prawie koniec semestru. To był bardzo pracowity i męczący czas, ale także sprawił, że uczę się wielu nowych rzeczy, w tym organizacji czasu, a także poznałam grupkę naprawdę fantastycznych ludzi.

POTRZEBUJĘ czasu dla siebie, na rzeczy sprawiające mi frajdę, pisanie bloga, pieczenie, robienie zdjęć. W końcu nie samą pracą żyje człowiek, czas na relaks, chill out i dobre przyjemności też jest niezwykle ważny. Dlaczego w takim razie ciągle o tym zapominam?

CZEKAM na luty. Nowy miesiąc, nowa energia, nowe wyzwania, nowy start. I 20. na karku.

Słyszeliście już o Tu&Teraz? Podoba Wam się taki sposób opisywania codzienności?

środa, 6 stycznia 2016

MOJE NAJ- , czyli 2015 JAKI BYŁ NAPRAWDĘ?


Rozmyślając o poprzednim roku zastanawiam się czy było w nim więcej wzlotów, czy upadków, sukcesów czy porażek. Koniec roku aż się prosi o jakąś refleksję, zastanowienie co było, co będzie (zwłaszcza jeśli piszesz bloga). Dlatego też powstało moje małe podsumowanie 2015 roku.

Momentami nie było mi łatwo wybrać te naj-. Jest to zbiór wydarzeń, które wspominam z uśmiechem na
twarzy i które wniosły coś dobre i pozytywnego do mojego życia. Jednak nie zawsze życie usłane jest różami, zdarzają się bowiem chwile ciężkie, trudne i bolesne, ale przecież takie też są w naszym życiu, nieprawdaż? Musimy je akceptować i wynosić z nich wnioski, bo gdybyśmy nie upadali nie umielibyśmy się podnosić. Dlatego w moim podsumowaniu zawarłam nie tylko jasne strony 2015 roku, ale również rzeczy mniej przyjemne i jednocześnie niemniej ważne, gdyż wniosły coś do mojego życia.
 Najmilsze wspomnienie

Chyba moje 18+1. urodziny. Cudowni ludzie, cudowna niespodzianka. Co tu dużo mówić - po prostu cudowny dzień.

Najlepszy wyjazd

Hmm... i tu się robi problem, jeśli się dużo wyjeżdża. Chyba na równi lutowy Londyn jak i rodzinny Paryż.
Chociaż w sumie świąteczny Berlin też był sympatyczny. Ale to w sumie Berlin, mój niemalże drugi dom ;)

 Największy sukces

100% z ustnego polskiego i niemieckiego i 90% z rozszerzonego polskiego. Z tych wyników maturalnych jestem najbardziej dumna. Szkoda, że przy rekrutacji na studia praktycznie nie były mi potrzebne...

Największa zmiana

Koniec liceum, początek studiów. Trochę ciężko przestawić się na tryb zjazdów i dużego wkładu we własną edukację, bo jeśli nie będę pracować w tygodniu to długo na tych studiach nie pociągnę.

Największe wyzwanie

 Matura to bzdura, więc chyba postawię na egzaminy na studia. Serio, kłębkiem nerwów byłam przed zakończeniem roku szkolnego, wybuchałam płaczem bez powodu, trzęsłam się jak osika na wietrze i nie mogłam spać w nocy, a kiedy odebrałam świadectwo ukończenia liceum i został tydzień do matury odetchnęłam i postawiłam na totalny chill out w czasie kiedy moi znajomi nerwowo wertowali repetytoria, czytali opracowania lektur i liczyli deltę. Kiedy w końcu usiadłam na egzaminie, sama się sobie dziwiłam, że po prostu go napisałam, oddałam pracę i poszłam do domu jakby nigdy nic. I tak za każdym razem. Nawet na rozszerzonym polskim, do którego w ogóle się nie przygotowywałam (serio nawet próbnej nie napisałam). Total luz. Za to egzaminy na studia... Przygotowywanie teczki, brak weny, poczucie presji i myśl nie nadająca spokoju - co jeśli się nie dostanę?

Najtrudniejsza decyzja

Co robić? Zostać czy wyjechać? A jak zostać to czy ASP czy Polsko-Japońska? W jednej chwili miałam ochotę rzucić wszystko i zacząć od nowa w Koszalinie, a w drugiej zostać w bezpiecznym rodzinnym domu. Nie było mi łatwo podjąć decyzji, która mogła zaważyć o całym moim przyszłym życiu. Czy była słuszna? Do dziś nie wiem, czas pokaże, póki co jestem szczęśliwa, zmęczona, ale szczęśliwa. Więc chyba tak miało być.
Największa porażka

O mojej największej porażce w sumie już Wam pisałam w tym poście. Tak, więc nic dodać, nic ująć.

Najgorsze wspomnienie

Śmierć babci. Strata bliskiej osoby zawsze boli. Może i była "tylko" przyszywaną babcią, ale znałam ją lepiej i dłużej niż moje prawdziwe babcie.

Ogólnie rok jak każdy inny, raz na wozie, raz pod wozem. Z czasem wspomnienia zaczynaj blednąć i zostają tylko te najbardziej znaczące i (z zasady) najmilsze. Przez to, że jestem starsza dostrzegam większą potrzebę dokumentowania chwil i wspomnień. Myślę nad wywołaniem w końcu kolejnych zdjęć i skończeniem zeszytu z poprzednimi wywołanymi zdjęciami. Zastanawiam się też nad Project Life. Wiem, wiem teraz strasznie modne się to zrobiło, ale w sumie czemu nie, skoro to fajna sprawa i pamiątka na lata?

A jaki był dla Was 2015 rok? Miło go wspominacie? Więcej było w nim jasnych czy ciemnych stron?

poniedziałek, 4 stycznia 2016

PO CO NAM TE POSTANOWIENIA?



Kolejny rok minął. Jak to możliwe, nie mam pojęcia i przeraża mnie to z jaką prędkością upływa czas. Z roku na rok jestem tego coraz bardziej świadoma. Niby dopiero co świętowaliśmy początek 2015, potem nagle była studniówka i moje 19 urodziny, nim się obejrzałam skończyłam liceum, napisałam maturę, a 4-miesięczne wakacje to nawet nie wiem gdzie się zgubiły. Kto by pomyślał, że już nastał kolejny rok, a ja przygotowuję się do pierwszej studenckiej sesji i płaczę z powodu dwójki na pierwszym miejscu w moim wieku!

Nowy Rok = Nowy Start?

Dla większości ludzi koniec starego a początek nowego roku to niemalże synonim świeżego startu i nie wiadomo jak wielkich zmian. No niby tak jesteśmy starsi, bogatsi o kolejne doświadczenia i wspomnienia, ale czy 1 stycznia musi oznaczać początek nowego rozdziału i odrodzenie się od wszystkiego co było wcześniej? Przecież w ciągu całego roku może stać się coś co bardziej wpłynie na nas, na nasze życie, na nasz sposób postrzegania świata aniżeli fajerwerki i szampan.

Postanowienia tak czy nie?

Skoro "Nowy Start" to i "Nowe Cele", prawda? A co z postanowieniami z minionego roku? Czy wszystkie zostały odfajkowane? Nie? To po co bierzesz się za spisywanie kolejnych? Sama przyznaję, że nie wszystko z zeszłego roku udało mi się realizować. Niektóre są już nieaktualne (np. świadectwo z paskiem na koniec liceum), a te, które mogę przełożyć na kolejny rok np. prawo jazdy przepisałam na tegoroczną listę. Jestem ambitna, bo spisałam aż 16. postanowień, w końcu to 2016. Nie wiem czy uda mi się je zrealizować, na razie mam nadzieję, że tak, ale zobaczymy co czas pokaże. Jeśli wiecie, że nie dacie rady z aż tyloma to spiszcie mniej. Nikt Wam nie każe ekstremalnie zmieniać swojego życia, mierzcie siły na zamiary. Możecie też wcale nie spisywać postanowień, po prostu w ciągu roku wyznaczać sobie konkretne cele i kiedy je zrealizujecie wymyślcie nowe. Jednak fajnie mieć jakieś wyzwanie, więc może stwierdzicie, że przeczytacie 12/52 książki w 2016 roku albo obejrzycie 7 części Star Wars czy wszystkie 9* sezonów "Jak poznałem waszą matkę".

5 kroków do realizacji noworocznych postanowień

1. Rozsądek przede wszystkim - jeśli założysz sobie, że w rok zostaniesz multimilionerem to życzę Ci powodzenia. Mierz siły na zamiary.
2. Nie słuchaj innych -  kto zna Ciebie lepiej niż Ty sam? Sam doskonale wiesz, czego Ci od życia potrzeba. Co z tego, że koleżanka po raz kolejny postanowiła schudnąć 30 kg, mimo, że zawsze brakuje jej motywacji, a inna chciałaby pojechać na Hawaje. Ty wyznaczyć sobie coś realne i zrób wszystko by to osiągnąć, bo marzenia są po to by je realizować.
3. Spisz je - jeśli ich nie spiszesz to tak jakby wcale nie istniały.
4. Zerkaj na listę najczęściej jak tylko możliwe - najlepiej powiesić ją w widocznym miejscu, ale jeśli nie chcesz by każdy mógł na nie patrzeć to noś je zawsze przy sobie, np w notesie, za obudową smartfona czy tak jak ja w portfelu. Raz na jakiś czas wyciągam moją kartkę i zerkam na listę czy jest progres.
5. Zacznij już dziś i nie trać motywacji - kiedyś czytałam, że początek roku jest jednym z ulubionych momentów właścicieli siłowni, bo ludzie po spisaniu postanowień są pełni pozytywnej do działania, więc wykupują karnety jednak bardzo szybko rezygnują. Nie bądź jedną z tych osób i pokaż sobie i reszcie świata, że stać Cię na realizację wyznaczonych celów.

One Little Word

Ostatnio na blogu Kasi  przeczyłam o idei One Little Word. Polega to na tym, że zamiast spisywać listę postanowień wybieramy jedno słowo klucz, które ma być naszą główną myślą, przewodnikiem w danym roku. Ciekawy pomysł dla przeciwników postanowień, zachęcam do poczytania więcej na temat w tym poście na blogu Kasi.
 
Zastanawiam się czy zamieścić tutaj pełną listę moich postanowień. Co Wy o tym myślicie? Chcielibyście wiedzieć jakie cele wyznaczam sobie na ten rok? Czy wierzycie, że jeśli ktoś inny pozna nasze marzenia to się nie spełnią? Jesteście za spisywaniem postanowień noworocznych?

*Wydaje mi się, że jest 9, ale nie wiem, bo nie oglądałam, jeśli się mylę, a są wśród nas fani to proszę poprawcie mnie.