poniedziałek, 7 marca 2016

CZY WARTO PLANOWAĆ WAKACJE Z WYPRZEDZENIEM + MOJE PLANY WAKACYJNE

Mamy marzec - świetny moment na rozpoczęcie snucia poważniejszych planów związanych z letnim urlopem, w końcu do czerwca zostały już tylko 3 miesiące. Myślicie, że przesadzam i zostało jeszcze mnóstwo czasu? Otóż nie, przecież z dnia na dzień nie dostaniemy urlopu, ot tak nie zarezerwujemy noclegu czy nie kupimy biletów na samolot. Pewnie można odkładać przygotowania w nieskończoność, liczyć na last minute, promocje, wyprzedaże, ale z drugiej strony im bliżej sezonu tym ceny zaczynają iść w górę i wiele fajnych miejsc na nocleg nie ma już wolnych pokoi. Co zrobić, by uniknąć takich sytuacji? Planować z wyprzedzeniem.

Wakacje z biurem podróży czy na własną rękę?
 
W czasach, kiedy jeszcze jeździłam na obozy zorganizowane przez biura podróży zdarzyło się, że rodzice wykupywali mi wczasy na 3 dni przed wyjazdem. Łapaliśmy tańszą ofertę last minute, pakowałam się na szybko i w drogę. Miało to swoje plusy jeśli chodzi o cenę i spontaniczne decyzje czasem bywają fajne, ale z drugiej strony czasem nie wiedziałam, gdzie pojadę, bo zwykle miejsce wychodziło w praniu, podejmowało się szybką decyzję tak lub nie. Jadąc na wyjazd zorganizowany od A do Z przez kogoś innego możemy sobie pozwolić na planowanie na ostatnią chwilę, ale musimy się liczyć z tym, że jeśli marzyliśmy o Sycylii, to nie zawsze uda nam się na tę Sycylię pojechać, a zamiast tego wylądujemy na Costa Brava w Hiszpanii. Obozy były mniej lub bardziej udane, jedne wspominam bardzo miło, inne trochę mniej, ale na pewno dużo mi dały, przede wszystkim pokochałam podróże. Dla tych, którzy nie mają czasu na planowanie lub po prostu nie lubią martwić się o każdy szczegół, wyjazd zorganizowany w całości przez biuro podróży jest prawdziwym zbawieniem. Wśród licznych ofert na pewno znajdziemy coś dla siebie, ale jeśli zależy nam na konkretnej destynacji lepiej wybrać promocję first minute aniżeli last minute.

Od kilku lat wolimy z siostrą podróżowanie na własną rękę, dzięki temu nikt nam nie narzuca, gdzie mamy iść, co mamy jeść, kiedy mamy wstać czy z jakim zabytkiem mamy sobie zrobić selfie. Przełomem był chyba obóz w Hiszpanii, gdzie trafiłyśmy na typowo plażową grupę. My do amatorek prażenia się na słońcu nie należymy, jednak byłyśmy na to skazane, gdyż nie wolno nam było oddalać się od grupy, by powłóczyć się po mieście, mimo, że Ola była już wtedy pełnoletnia.

Samodzielne organizowanie urlopu wiążę się zwykle z wyższymi kosztami, ale wyjazd jest całkowicie Wasz, możecie go dowolnie dostosować do własnych potrzeb czy zainteresowań. Mało kto może sobie pozwolić, by ot tak wydać mnóstwo pieniędzy na loty, hotel czy atrakcje na miejscu. W moim wypadku najlepiej sprawdza się rozkładanie na raty, poczynając od kupna biletów na samolot czy Polskiegobusa, jeśli jest to wyjazd zagraniczny czy rezerwacji hotelu jeśli podróżuję po Polsce, bo bilet na pociąg i tak można kupić na maksymalnie miesiąc w przód. Z każdym miesiącem opłacam kolejne rzeczy np. transfer z lotniska czy bilet do teatru/parku rozrywki/wystawę. W dzisiejszych czasach prawie wszystko można kupić przez internet dzięki czemu często unikamy stania w kolejkach i łapiemy promocję, a także nasz portfel aż tak nie ucierpi. Często obiecujemy sobie, że będziemy odkładać co miesiąc na wakacje, a później nic nam z tego nie wychodzi, a skoro i tak prędzej czy później będziemy musieli wydać pieniądze to po co zwlekać? Dzięki temu nasz wyjazd staje się też bardziej realny i nie wiem jak Wy, ale ja za każdym razem wpadam w jeszcze większą euforię i wiem, że to się dzieje naprawdę, że już nie ma odwrotu.
MOJE PLANY WAKACYJNE

CZERWIEC - kierunek Tatry + Warszawa

Wiecie, że jakoś nigdy nie miałam okazji chodzić po górach latem? W Zakopanem byłam 3 razy i 3 razy były to ferie zimowe, a że Ola zatęskniła za łażeniem po górskich szlakach i zrezygnowałyśmy z bardziej kosztownego wyjazdu zagranicę, w tym roku, po letniej sesji egzaminacyjnej pakujemy plecaki i jedziemy spacerować, na razie w planach mamy m.in. wjazd kolejką na Kasprowy Wierch i piechotą zejść na dół (to pomysł Olki) czy pójść do Doliny Pięciu Stawów, która niestety zimą jest zwykle zamknięta, więc nigdy tam nie byłam (to oczywiście mój wymysł). Wracać będziemy przez Warszawę, czego powodem jest Olki prezent na 25. urodziny (tak, mam taką starą siostrę).
SIERPIEŃ/WRZESIEŃ - włoski wyjazd marzeń

Nigdy nie byłam we Włoszech, na czym bardzo ubolewam, ale na szczęście w tym roku to się zmieni. To pewne, bilety na samolot kupione, więc nie zmiłuj się, nie odpuszczę (jeszcze tylko ubłagać o tak długi urlop w pracy). Lecimy na całe dwa tygodnie do wspaniałej, słonecznej Italii, którą przemierzymy od Mediolanu aż po Neapol, łącznie ok. 1300 km. Mediolan, Wenecja, Florencja, Neapol+Pompeje i  powrót z Rzymu. Pewnie trochę męczący wyjazd, bo taki trochę na walizkach, ale z pewnością będzie tego wart, bo zawsze marzyłam o objazdówce po Włoszech. Już się nie mogę doczekać <3

Podsumowując jest na co oszczędzać, bo oba wyjazdy pochłoną z pewnością sporo pieniędzy, ale wspomnień, zdjęć, włoskich pyszności, które spróbujemy, nikt nam tego nie zabierze, a w coś w końcu trzeba inwestować, więc czemu by nie w pasję?

A Wy jak podchodzicie do planowania wyjazdów? Wolicie jeździć na własną rękę czy z biurem podróży? Last minute czy wcześniejsze planowanie?

piątek, 19 lutego 2016

TU&TERAZ - LUTY 2016

Nie mogę uwierzyć, że to już druga połowa lutego. Dacie wiarę, że ponad półtora miesiąca temu był Sylwester i Nowy Rok? To straszne, że tak szybko mija czas. Mam wrażenie, że tak niedawno pisałam styczniowe Tu&Teraz, a tu już przyszła pora na lutowe.

SŁUCHAM piosenek z bajek Disney'a. Moim ostatnim hitem jest "A Whole New World" z "Alladyna", którego muszę w końcu po tylu latach obejrzeć. Ta piosenka podobno do mnie pasuje, w każdym razie tak twierdzi bardzo inteligenty psychotest, na które miałyśmy z przyjaciółką małą, odmóżdżającą fazę po sesji.

CZYTAM jakoś mniej. Po ostatniej książce Trudi Canavan mam jakiś lekturowy zastój, nie mogłam ostatnio nic ciekawego dla siebie znaleźć. Ostatnio siostra dostała "Love, style, life", więc może się za nią zabiorę? A może Wy mi coś polecicie?

UCZĘ SIĘ jak być kreatywną na co dzień. Czytam inspirujące blogi, powoli zaczynam bardziej łapać techniczne aspekty związane z fotografią i obróbką zdjęć, mam zamiar zapisać się na kurs organizowany przez Kasię i w końcu zacząć dokumentować wspomnienia z wyjazdów w albumie Project Life. Chyba powoli zmierzam w dobrą stronę z wieloma sprawami, małymi krokami do celu.

UŻYWAM całkiem fajnej i chyba nawet dosyć popularniej aplikacji do mierzenia naszej aktywności fizycznej, a konkretniej Endomondo. Słyszeliście o niej? Jest bardzo wszechstronną aplikacją, można z niej korzystać zarówno na telefonie jak i na komputerze, zawiera sporo różnych dyscyplin od biegania i jazdy na rowerze po jogę i pilates. Ja korzystam na razie tylko z opcji "chodzenie" czy "jazda na rowerze", więc nie wiem jak sprawdza w przypadku innych aktywności. Endomondo daje też możliwość brania udziału w różnych wyzwaniach czy rywalizacjach z innymi użytkownikami aplikacji np. 2016 km w 2016 roku.

CZUJĘ SIĘ zakręcona. Nie wiem kiedy mijają mi kolejne dni, chyba wypadłam z rytmu przez tę pogodę i wolne od uczelni. Mam przeczucie, że ponowne wejście w kierat to będzie droga przez mękę, ale dla chcącego nic trudnego. Grunt to uszy do góry i pozytywne nastawienie.

CHCIAŁABYM by zbliżający się semestr na uczelni był nieco mniej wymagający. Przez ostatnie kilka miesięcy moje życie kręciło się prawie wyłącznie wokół rysunków, linorytów i Illustratora, studia zawładnęły mną całkowicie, więc mam dość tej sytuacji. Muszę wypracować sobie lepszy system organizacji pracy, by mieć więcej czasu dla siebie, bloga, przyjaciół. Właśnie dostałam pracę, więc naprawdę muszę ogarnąć planowanie czasu.

MYŚLĘ o wakacjach. Powoli zaczęłyśmy z siostrą planować wrześniowy urlop, ale zastanawiamy się też, czy nie wyskoczyć gdzieś na kilka dni w czerwcu. O ile Włoch we wrześniu nie odpuszczę i zrobię wszystko byśmy zrealizowały nasz niecny plan, tak w kwestii czerwca jestem otwarta na różne strony świata, ale moja siostra codziennie zmienia koncepcję od polskich gór poprzez Wilno, Berlin (znoooowu), Londyn, na Kolonii kończąc.

CIESZĘ SIĘ, że pozwoliłam sobie na totalny chill out. Może trochę gryzą mnie wyrzuty sumienia, że zrobiłam mało konkretnych rzeczy przez te prawie 3 tygodnie, ale przynajmniej tak jak chciałam poświęciłam sporo czasu przyjaciołom, nie myślałam zbyt dużo o uczelni, poukładałam sobie trochę niektóre sprawy i zastanowiłam na innymi.

POTRZEBUJĘ więcej ruchu. Nie mogę się już doczekać bardziej wiosennych dni, na szczęście coraz ich więcej. Mam w planach od marca zacząć przygodę z bieganiem. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie, ale na razie motywacji mi nie brakuje.

CZEKAM na więcej słonecznych dni. Nawet kiedy jest mróz, ale świeci słońce od razu mam więcej energii i chęci do działania. Ta ponura, niezbyt sprecyzowana pogoda już naprawdę działa mi na nerwy, bo nic mi się nie chce (no chyba, że leżenie w łóżeczku się liczy).

To tyle z moim lutowych przemyśleń. Chyba na serio wkręciłam się w takie opisywanie tego co dzieje się u mnie w danym miesiącu, więc myślę, że będę kontynuować takie wpisy w kolejnych miesiącach. A co tam u Was słychać? Jak Wam mija luty?

wtorek, 16 lutego 2016

PARYŻ - DLACZEGO WARTO TAM POJECHAĆ CAŁĄ RODZINĄ?

Paryż znany jest jako Miasto Zakochanych. Nie mniej jednak świetnie nadaje się także na miejsce do spędzenia wspólnych, rodzinnych wakacji. Dla rodziców z nastolatkami lubiącymi zwiedzanie i chodzenie po muzeach to idealne miejsce. Ja w Paryżu byłam z rodzicami i siostrą we wrześniu i uważam, że pora była idealna - nie za zimno, nie za ciepło, liście powoli zmieniające kolory, no i trochę mniej ludzi niż w wakacje (ale i tak tłumy).

Paryż jest wspaniały, idealny do przemierzania go pieszo, a ile jest tam atrakcji! Dawno nie byłam w tak wielu muzeach co tam, bo staraliśmy się maksymalnie wykorzystać czas, jaki tam spędziliśmy. Myślę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie od pozycji obowiązkowej jaką jest Luwr po Wersal czy Muzeum Morskie (tata był nim zachwycony, nasze babskie grono niekoniecznie, wiadomo, co kto lubi). Można również obudzić w sobie dziecko i pojechać do Parku Asterixa bądź Disneylandu - nagłe skoki adrenaliny murowane. My wybraliśmy to pierwsze i bawiliśmy się przednio, aż żal było wychodzić. Tata nie mógł się doczekać Ozyrysa, czyli jednego z rollercoasterów, a mama miała z ubaw ze mnie i siostry kiedy darłyśmy się wniebogłosy.
Paryż jest piękny i bardzo ciekawy, ale też niestety brudny. Chcecie wstąpić do głupiego McDonalda na kawę? Spoko, czemu by nie? Ale może być kłopot z wolnym, czystym stolikiem, bo przecież taca ze śmieciami sama się wyrzuci, bo jakże by inaczej? To już pod tym względem czystszy był Quick, czyli francuski bar typu fast food. Jak ktoś rozlał napój to widać było, że obsługa przyszła i wytarła podłogę. Też można było dostać do niego kupony zniżkowe, personel całkiem sympatyczny i rozumie angielski, co wbrew pozorom ciągle nie jest zbyt popularne. Problem z komunikacją jest dosyć uciążliwą wadą, ale Francuzi jacy są wszyscy wiedzą.

Ostatni raz na rodzinnym urlopie byliśmy jak byłam w hmm podstawówce? No może w gimnazjum. Nie zmienia to faktu, że dosyć dawno to było, a to i tak były tylko ferie zimowe w górach. W październiku 2014 wysłałyśmy rodziców z okazji ich 25. rocznicy ślubu na ich pierwszy wyjazd we dwójkę od nie wiem ilu lat. Tata wrócił po tym tygodniu w Mediolanie tak pozytywnie naładowany, jakby spędził rok w spa na Bahamach, a mama przy każdej możliwej okazji wspominała "no jak myśmy byli w tym Mediolanie to...". Dlatego planując z siostrą wrześniowy wyjazd zaproponowałyśmy rodzicom, by tym razem pojechali z nami. Wiadomo nie obyło się bez kłótni, ale ogólnie wyjazd wspominamy bardzo miło i zastanawiamy się czy w tym roku też nie pojechać gdzieś razem. Myślę, że musiałyśmy z siostrą dorosnąć do ponownego jeżdżenia z rodzicami. Te prawie dwa tygodnie były męczące, mimo, że był to urlop, ale z drugiej strony trzeba korzystać, chłonąć atmosferę nowego miejsca, cieszyć się inną rzeczywistością.
Podsumowując - Paryż to nie tylko jedna z bardziej romantycznych stolic świata. Rodzina też może spędzić tam wspaniały urlop i na pewno nie będzie się nudzić. Więcej praktycznych informacji o atrakcjach, komunikacji miejskiej i noclegu w następnych postach.

Byliście w Paryżu? A może ciągle jest na Waszej dream liście miejsc do zobaczenia? Co myślicie o tym mieście?

wtorek, 9 lutego 2016

NIEZWYKŁA ZWYKŁA KOBIETA - RECENZJA "JOY"

fot. Filmweb
Każdy z nas ma marzenia, ale nie każdy potrafi zrobić coś w kierunki ich realizacji. O marzenia trzeba walczyć, choć momentami sytuacja może wydawać się nam beznadziejna. Joy była zwykłą kobietą, marzącą o stworzeniu czegoś wyjątkowego. Od dziecka lubiła tworzyć, jednak z powodu sytuacji rodzinnej nie mogła pójść na studia. Później było tylko gorzej, życie nie było dla niej łatwe - rozwód, dwójka dzieci, ciągłe problemy finansowe... Jednak dzięki wierze babci we własną wyjątkowość Joy postanawia zmienić coś w swoim życiu i stawia wszystko na jedną kartę, na wynaleziony przez siebie, samowyżymający się mop. Jak potoczą się losy jej firmy? Obejrzyjcie i się przekonajcie.

Jennifer Lawrence - ciężko określić jaki mam konkretnie do niej stosunek, nie wiem czy ją lubię, czy nie, ale trzeba jej przyznać, że po raz kolejny pokazała na co ją stać. Myślę, że ma szansę na Oscara, bo to nie była łatwa rola, mimo to aktorka po raz kolejny podołała wyzwaniu. Uwielbiam ją w parze z Bradley'em Cooper'em w "Poradniku Pozytywnego Myślenia", a w "Joy" znowu grają razem i po raz kolejny tworzą zgrany duet.
fot. Filmweb
Idąc do kina nie wiedziałam czego się spodziewać, mimo to wyszłam z sali pozytywnie zaskoczona i pełna refleksji. Nie jest to film w serii lekkich, łatwych i przyjemnych ani komedia romantyczna czy film o wartkiej akcji. Jest to opowieść o spełnianiu marzeń, dążeniu do wyznaczonych celów i niepoddawaniu się mimo licznych przeciwności losu. Joy to kobieta , która pokazała, że chcieć to móc i że marzenia są po to, by je realizować. Życie każdemu z nas rzuca kłody pod nogi i tylko od nas zależy czy będziemy się o nie bez przerwy potykać, czy może w końcu weźmiemy sprawy w swoje ręce i zrobimy coś by zmienić nasz los. Historia Joy motywuje do działania, do podejmowania prób i wyzwań, do walki, z czasami wydawałoby się, beznadziejnymi sytuacjami. Zawsze znajdzie się wyjście, trzeba tylko mieć nadzieję i otworzyć się na nowe możliwości. 

Co sądzicie o tym filmie? Podobał się Wam czy wręcz przeciwnie? A może jeszcze go nie widzieliście?

czwartek, 4 lutego 2016

20 MĄDROŚCI NA 20-STE URODZINY

Tak, wczoraj nastał TEN dzień. Oficjalnie 20-stka na karku. Jak się z tym czuję? Tak samo jak z 19-stką czy 18-stką. Dzień jak co dzień, urodziny jak każde inne. Ciekawe, że wszyscy pytają "jak się czujesz?" w dniu Twoich urodzin, tak jakby jeden dzień różnicy mógł diametralnie zmienić coś w moim życiu. Ciekawe, że odkąd skończyłam 17-naście lat słyszę co roku "to ważny dzień, jak się czujesz jako 17/18/19/20-latka?". Mam się dobrze i tyle.

17-naste urodziny są ważne, bo to "ostatni rok błogiego dzieciństwa", 18-naste są ważniejsze, bo to w końcu "początek dorosłego życia", 19-naste też są nie bez znaczenia, bo "ostatnie naście", a 20-ste? No 20-ste to 20-ste, okrągłe i w ogóle dwójka na początku to przecież taaaakie ważne... A co będzie za rok? 21, czyli tzw "oczko". A potem 22, 23, 24...

Długo się zastanawiałam co napisać z okazji urodzin, aż w końcu stwierdziłam, że skoro jest taaaka dorosła i taaaka poważna to pora na filozofowanie i wymądrzanie się.

20 MĄDROŚCI NA 20-STE URODZINY

1. Nie ważne ile kłód życie rzuca nam pod nogi. Trzeba je omijać, przeskakiwać, a czasem się o nie potknąć, by móc się podnieść i iść dalej.

2. Nie zawsze spotkamy na swojej drodze sympatycznych i miłych ludzi, ale cóż poradzić, jakoś trzeba z nimi wytrzymać.

3. Kiedy coś nie idzie po naszej myśli, to lepiej to zostawić i wrócić do tego później, bo i tak nic nie wymyślimy, a będziemy się bez sensu jeszcze bardziej dołować i stresować.

4. Ciasto jest najlepszą formą płatności za wszelką pomoc.

5. Czasem jak nie jesteśmy czegoś pewni to po prostu mówmy dużo i z przekonaniem jakbyśmy byli ekspertami, bo czasem dobry blef nie jest zły. Ale tylko czasem.

6. Kawa jest uzależnieniem, ale też lekarstwem na wszystko.

7. Jak znajdziemy tanie bilety na samolot/pociąg/autokar to nie wahajmy się, tylko je kupmy, nie będzie nam aż tak żal, jeśli wyjazd nie dojdzie do skutku.

8. Czasem chociaż weekend poza domem potrafi pozytywnie naładować nasze baterie.

9. Kiedy studiuje się niestacjonarnie stwierdzenie "cieszę się, że weekend się już skończył" nie jest czymś dziwnym i obcym.

10. Warto walczyć o przyjaźń. Każda znajomość przeżywa wzloty i upadki, ale prawdziwa przyjaźń prędzej czy później wszystko wybaczy.

11. Kołdra nie pyta, kołdra rozumie, a sen jest niezbędny do normalnego funkcjonowania.

12. Najlepszym sposobem na przełamanie pierwszych lodów jest przyniesienie ciastek. Ciastka łączą ludzi i pomagają się wkupić w łaski nowych znajomych. Dzięki temu na pewno zostaniemy zapamiętani.

13. Młodzi ludzie nie zawsze pracują, bo muszę. Czasem po prostu chcą zdobyć doświadczenie, poznać nowych ludzi lub po prostu lubią pracować. I work because I love to not because I have to.

14. Kiedy mówimy sobie, że nic już nas w życiu nie zaskoczy, to grubo się mylimy. Życie pełne jest niespodzianek i nieprzewidywalnych zdarzeń. Trzeba być na nie otwartym i gotowym, bo nigdy nie wiemy, kiedy nastąpią.

15. Posiadanie rodzeństwa jest wspaniałe. Fakt zdarzają się spiny i kłótnie, ale też wiele pięknych momentów i niezapomnianych chwil. Nie zazdroszczę tym, którzy są jedynakami, bo nie wiem co bym zrobiła bez mojej siostry.

16. Nasze wybory wpływają na nasze życie. Musimy być tego zawsze świadomi i ponosić pełną odpowiedzialność na nasze decyzje.

17. Są rzeczy ważne i ważniejsze i czasem bardzo trudno ogarnąć się w priorytetach. Mimo tego trzeba umieć dobrze rozplanować pracę, by na wszystko znaleźć czas, więc dobry plan to podstawa.

18. Starajmy się sprawić, by każdy dzień był wyjątkowy. Cieszmy się drobnymi chwilami i łapmy miłe, ulotne momenty, by później mieć co wspominać.

19. Praktyka czyni mistrza, a programy graficzne nie są takie złe i straszne jak z początku może się wydawać. Przez ostatnie 4 miesiące prób, płaczu z bezsilności mogę z dumą powiedzieć - opłaciło się, umiem zdecydowanie więcej niż przypuszczałam, że kiedykolwiek będę umieć.

20. Do sukcesu dochodzi się małymi kroczkami, bo czasem najtrudniej jest przemóc się i zacząć nad czymś pracować. Na początku włączenie Photoshopa i utworzenie nowej strony to pierwsze małe zwycięstwo, a później będzie coraz bardziej z górki.

Większość z tych rzeczy uświadomiłam sobie dopiero niedawno i wciąż nad nimi pracuję. Nie chcę zgrywać eksperta i udawać, że pozjadałam już wszystkie rozumy, więc możecie to traktować bardziej z przymrużeniem oka.

Jestem ciekawa czy zgadzacie się z tym co napisałam? Jakie mądrości jeszcze byście dopisali do tej listy? Co byście zmienili?

poniedziałek, 25 stycznia 2016

ASP - PROFIL STUDENTA

Pisałam Wam już chyba, że dostałam się na ASP. Wiem, że nie wypada się zwalić, ale co tam, raz nie zawsze. Tak, jestem studentką ASP. Tak, studiuję grafikę. Tak, jestem tym strasznie podekscytowana i czasami ciągle nie mogę w to uwierzyć. Fakt, łatwo nie było, łatwo nie jest i na pewno łatwo nie będzie. Jak to mówią - byle do pierwszej sesji... (o zgrozo to już w ten weekend!!!)

W związku z powyższym w mojej główce narodził się pomysł stworzenia cyklu pod hasłem "Ja - studentka ASP", w którym będę Wam opowiadać jak to jest być studentem ASP, postaram się obalić kilka stereotypów na ten temat, przedstawić wady i zalety studiowania na tej a nie innej uczelni. Nie wiem jeszcze do końca jak często będę zamieszczać posty z tej serii, pewnie jak to mówią, wyjdzie w praniu.

Kto to taki "student ASP"? 

Jak sama nazwa wskazuje jest to człowiek studiujący na ASP (skrót od Akademia Sztuk Pięknych). Banalne? Oczywiste? Super no to lecimy dalej.

Jak wygląda student ASP?

Tu już się robi gorzej, bardziej pod górkę. Może wytłumaczę Wam to bardziej obrazowo.
Oto Agata - typowa studentka ASP.   

Agata to urodzona artystka już od najmłodszych lat przejawiała zdolności plastyczne, była niezwykle twórcza i kreatywna. Jak widzicie posiada wszystkie charakterystyczne cechy studentki ASP. Bez nich nawet nie pokazuj się na uczelni. Ba, bez nich nawet nie masz co próbować swoich sił na egzaminach wstępnych. Są to:

- niedbały kok - w końcu co może mieć innego na głowie artysta jak nie artystyczny nieład?
- hipsterskie okularki - dzięki nim lepiej postrzega świat, widzi wszystko wyraźniej, więc jej prace mogą jeszcze lepiej oddawać rzeczywistość
- podwinięte rękawy - można przystąpić od razu do procesu twórczego
- plamy - na spodniach, bluzce, dłoniach, twarzy, w zasadzie wszędzie, w końcu trzeba zaprezentować światu, że jest się artystą pełną gębą
- wielka teczka u boku - symbol studenta ASP, pierwszorzędny znak rozpoznawczy

Dlaczego student ASP różni się od studentów innych uczelni?  

Wiecie już jak wygląda typowa studentka ASP. Teraz pokażę Wam jak wyglądają typowi studenci innych uczelni. 

Dlaczego więc my, studenci ASP różnimy się od reszty świata? Już na pierwszy rzut widać, że po prostu jesteśmy lepsi, sam nasz wygląd o tym świadczy. Jesteśmy innym, wyższym, bardziej rozwiniętym gatunkiem, a reszta świata może nam zazdrościć, ale nawet nie ma co marzyć, że kiedyś nam dorówna. Studentem ASP trzeba się po prostu urodzić... 

Dobra koniec z tym, kogo ja próbuję oszukać. Czasami patrząc na ludzi na mojej zacnej uczelni zaczynam się sama zastanawiać skąd Ci wszyscy ludzie się biorą, bo chyba z innej planety, ale większość jest całkiem normalna i nie wygląda jak "typowa Agata". W mojej grupie jest co prawda dziewczyna, która ma tatuaże na prawie całym ciele, inna z dredami (całkiem spoko dziewczyny) i był nawet "natchniony" koleś, który szybko zrezygnował, ale jest też masa ludzi, w tym ja, po których nie widać, że jesteśmy ludźmi z ASP. Zdradza nas tylko osławiona teczka.

Cieszę się, że studiuję na ASP. Są to, wbrew pozorom studia ciężkie i wymagające, pod wieloma względami chyba nawet bardziej niż niejeden kierunek na uniwersytetach czy politechnikach. Wielu ludziom wydaje się, że studiowanie na uczelni artystycznej to przyjemność i zabawa, a nie prawdziwe studiowanie. Fakt nie muszę kuć do egzaminów (na razie), ale 9 z 10 moich przedmiotów wymagało ode mnie włożenia mnóstwa pracy w zrealizowanie zadań na zaliczenie. 

Dlatego proszę Was o to, byście nie traktowali "ludzi z ASP" jak istoty z innej planety. Bo większość z nas nie różni się zbytnio od "reszty świata". Jesteśmy artystami, ale raczej nie obnosimy się z tym jakby to było coś wow i czyniło z nas nadludzi. Może i różnimy się czasem wyglądem czy sposobem bycia od zwykłych studentów, zwykłych uczelni, ale nie każdy jest "typową Agatą". Wiadomo stereotypy stereotypami, ale takie przypadki naprawdę się zdarzają (mam na roku taką jedną), tak jak na politechnice znajdzie się kilku typowych , maniaków komputerowych noszących koszule w kratkę, a na uniwersytecie medycznym typowa , kujonka siedząca całymi dniami w nosem w podręczniku od anatomii.

Jakie macie zdanie o studentach ASP? Traktujecie ich normalnie czy obcych z innej planety? Uważacie, że często podchodzimy do wielu spraw stereotypowo?

piątek, 22 stycznia 2016

10 RZECZY, ZA KTÓRE KOCHAM ZIMĘ

Ach ta zima... W końcu patrząc za okno nie mam wątpliwości jaka jest pora roku. Wiosna, lato, jesień, zima... każdą porę roku doceniamy i nienawidzimy z różnych powodów. Oto moja lista.

1. Śnieg

Banał? Możliwe, ale kto wyobraża sobie zimę bez śniegu? Bez niego po prostu jej nie ma. Ma niewątpliwie liczne wady, ale też swój urok. Kto nie tęskni za lepieniem bałwana i bitwami na śnieżki? Bez śniegu nie ma takich atrakcji.

2. Niskie temperatury

Jest zima - musi być zimno. Tak często mówi moja mama. Mrozek szczypiący w policzki, para lecąca z ust, to coś co lubię. Lepiej się wtedy czuję, jednak upały to nie dla mnie, jestem człowiekiem zimy.
3. Gorąca czekolada

Z bitą śmietaną albo piankami marshmallow... Mmm... Cudownie rozgrzewa, podnosi poziom cukru i magnezu i ten zapach... Czy jest lepszy napój do picia zimą?

4. Boże Narodzenie

Kto nie kocha świątecznych przygotowań, magii, spotkań rodzinnych? A to wszystko dzieje się zimą. To coś zupełnie innego niż np. wiosenno-letnie spotkania przy grillu.
5. Sylwester i Nowy Rok

 Najdłuższa noc w całym roku. Największa zabawa. Jedne z lepszych wspomnień. Gonienie szampana, bo było tak ślisko, że sturlał się aż na sam dół wzgórza. Koniec jednego roku i początek nowego to niewątpliwie jeden z pozytywów zimy.

6. Karnawał

Oj marzy mi się taki w Wenecji bądź Rio. Niesamowity klimat, cudowna energia, świetna zabawa. I te wszystkie przebrania...
Snowboard <3
7. Sporty zimowe

Narty jakoś nigdy mnie nie przekonywały, a kiedy 2 lata temu byłam z siostrą w Zakopanem to zapisałyśmy się na kurs jazdy na snowboardzie. Te 3 dni były naprawdę super, pokochałam ten sport! Narty żegnajcie! Tylko szkoda, że nie można jeździć cały rok. Z innych, fajnych, zimowych aktywności to oczywiście sanki czy łyżwy (choć za tymi ostatnimi nie przepadam).

8. Wypady w góry

Nigdy nie byłam w górach latem, dlatego zima kojarzy mi się z feriami zimowymi spędzonymi na przemierzaniu górskich szlaków, przedzieraniu miejscami nawet po kolana w śniegu lub ślizganiu po kilku centymetrowej warstwie lodu.
9. Mandarynki i pomarańcze.

Może i nie jestem ich wielką fanką, ale kocham ich zapach. Teraz można je kupić cały rok, ale chyba każdy przyzna, że zimą są najlepsze, zwłaszcza Ci, którzy pamiętają czasy, kiedy dostawało się je na Boże Narodzenie zamiast czekolady.

10. Urodziny

Jak już pisałam jestem dzieckiem zimy. Moja mama zawsze wspomina, że kiedy się urodziłam była góra śniegu i bardzo niskie temperatury. Urodziny mam 3. lutego, więc jak mogłoby ich zabraknąć na liście rzeczy, za które kocham zimę?

A Wy za co kochacie zimę? Co dodalibyście do tej listy? Czy może wcale jej nie lubicie?

środa, 20 stycznia 2016

TU&TERAZ - STYCZEŃ 2016

Tu&Teraz jest cyklem mającym pomóc nam na chwilę się zatrzymać, zastanowić nad naszym życiem. Jest też fajnym sposobem dokumentowania codzienności. Ludzie się zmieniają, więc w sumie fajnie byłoby zobaczyć za kilka lat jak kiedyś postrzegało się otaczający świat. Można zaobserwować co się działo w danym czasie w naszym życiu, jakie rzeczy nas zachwycały, co było dla nas ważne. O tym pomyśle przeczytałam ostatnio na blogu Kasi i postanowiłam spróbować. Może dzięki temu uda mi się trochę wyluzować i zacząć bardziej cieszyć z drobnych spraw, zachwycać codziennością?

Kasia stworzyła listę słów kluczy, dzięki którym opisuje to, co dzieje się w jej życiu w danym momencie. Mam nadzieję, że nie obrazi się na mnie, że pozwoliłam sobie pożyczyć jej słowa, do stworzenia własnego Tu&Teraz, do czasu aż wymyśle własne słowa klucze.

SŁUCHAM ulubionych playlist i wykonawców na Spotify. Pomagają mi się skupić na pracy, nawet jeśli z czasem jestem tak skupiona, że nie rozpoznaję poszczególnych piosenek, to ciszę, po skończeniu danej playlisty od razu wyczuję, żeby nie powiedzieć "usłyszę". Dzięki muzyce czas szybciej mi płynie, nauczyłam się pracować z czymś grającym w tle i teraz cisza mi po prostu przeszkadza.

CZYTAM blogi prowadzone przez naprawdę motywujących i kreatywnych ludzi. Chciałabym kiedyś zostać jedną z nich, ale przede mną jeszcze dłuuuga droga. W wolnych chwilach, których niestety ostatnio jak na lekarstwo pochłaniam też najnowszą książkę Trudi Canavan. Jak ja kocham tę autorkę!

UCZĘ SIĘ ogarniać swoje życie, panować nad rozkładem dnia i listą zadań do zrobienia. To bardzo ważne by umieć planować i zmotywować się do działania, zwłaszcza przy moim systemie studiowania.

UŻYWAM komputera niemalże codziennie. Z każdym dniem coraz więcej rozumiem, widzę postępy, zaczynam dużo rzeczy robić intuicyjnie. Pakiet Adobie jednak nie taki straszny! To naprawdę działa motywująco, kiedy wiesz co i jak musisz zrobić i widzisz tworzącą się prace, a nie, że siedzisz i załamujesz ręce, bo program nie współpracuje.

CZUJĘ SIĘ zmęczona zbliżającą się sesją i równocześnie wypoczęta po weekendowym wypadzie do Warszawy. Jak to możliwe nie mam pojęcia, ale tak po prostu jest.

CHCIAŁABYM aby styczeń już się skończył, bym mogła spędzić więcej czasu z przyjaciółmi i chłopakiem. Mogłabym skupić się bardziej na sobie, odpocząć, porobić coś co chcę, a nie muszę. Mogłoby być też więcej śniegu, by można było pojeździć na snowboardzie i zrobić fajną, zimową sesję zdjęciową.

MYŚLĘ o celach i postanowieniach na ten rok. Jest ich całkiem sporo, więc przydałoby się zacząć je realizować. Czas zacząć zmieniać marzenia w realne plany i konkretne cele. Luty będzie do tego idealny.

CIESZĘ SIĘ, że prawie koniec semestru. To był bardzo pracowity i męczący czas, ale także sprawił, że uczę się wielu nowych rzeczy, w tym organizacji czasu, a także poznałam grupkę naprawdę fantastycznych ludzi.

POTRZEBUJĘ czasu dla siebie, na rzeczy sprawiające mi frajdę, pisanie bloga, pieczenie, robienie zdjęć. W końcu nie samą pracą żyje człowiek, czas na relaks, chill out i dobre przyjemności też jest niezwykle ważny. Dlaczego w takim razie ciągle o tym zapominam?

CZEKAM na luty. Nowy miesiąc, nowa energia, nowe wyzwania, nowy start. I 20. na karku.

Słyszeliście już o Tu&Teraz? Podoba Wam się taki sposób opisywania codzienności?

środa, 6 stycznia 2016

MOJE NAJ- , czyli 2015 JAKI BYŁ NAPRAWDĘ?


Rozmyślając o poprzednim roku zastanawiam się czy było w nim więcej wzlotów, czy upadków, sukcesów czy porażek. Koniec roku aż się prosi o jakąś refleksję, zastanowienie co było, co będzie (zwłaszcza jeśli piszesz bloga). Dlatego też powstało moje małe podsumowanie 2015 roku.

Momentami nie było mi łatwo wybrać te naj-. Jest to zbiór wydarzeń, które wspominam z uśmiechem na
twarzy i które wniosły coś dobre i pozytywnego do mojego życia. Jednak nie zawsze życie usłane jest różami, zdarzają się bowiem chwile ciężkie, trudne i bolesne, ale przecież takie też są w naszym życiu, nieprawdaż? Musimy je akceptować i wynosić z nich wnioski, bo gdybyśmy nie upadali nie umielibyśmy się podnosić. Dlatego w moim podsumowaniu zawarłam nie tylko jasne strony 2015 roku, ale również rzeczy mniej przyjemne i jednocześnie niemniej ważne, gdyż wniosły coś do mojego życia.
 Najmilsze wspomnienie

Chyba moje 18+1. urodziny. Cudowni ludzie, cudowna niespodzianka. Co tu dużo mówić - po prostu cudowny dzień.

Najlepszy wyjazd

Hmm... i tu się robi problem, jeśli się dużo wyjeżdża. Chyba na równi lutowy Londyn jak i rodzinny Paryż.
Chociaż w sumie świąteczny Berlin też był sympatyczny. Ale to w sumie Berlin, mój niemalże drugi dom ;)

 Największy sukces

100% z ustnego polskiego i niemieckiego i 90% z rozszerzonego polskiego. Z tych wyników maturalnych jestem najbardziej dumna. Szkoda, że przy rekrutacji na studia praktycznie nie były mi potrzebne...

Największa zmiana

Koniec liceum, początek studiów. Trochę ciężko przestawić się na tryb zjazdów i dużego wkładu we własną edukację, bo jeśli nie będę pracować w tygodniu to długo na tych studiach nie pociągnę.

Największe wyzwanie

 Matura to bzdura, więc chyba postawię na egzaminy na studia. Serio, kłębkiem nerwów byłam przed zakończeniem roku szkolnego, wybuchałam płaczem bez powodu, trzęsłam się jak osika na wietrze i nie mogłam spać w nocy, a kiedy odebrałam świadectwo ukończenia liceum i został tydzień do matury odetchnęłam i postawiłam na totalny chill out w czasie kiedy moi znajomi nerwowo wertowali repetytoria, czytali opracowania lektur i liczyli deltę. Kiedy w końcu usiadłam na egzaminie, sama się sobie dziwiłam, że po prostu go napisałam, oddałam pracę i poszłam do domu jakby nigdy nic. I tak za każdym razem. Nawet na rozszerzonym polskim, do którego w ogóle się nie przygotowywałam (serio nawet próbnej nie napisałam). Total luz. Za to egzaminy na studia... Przygotowywanie teczki, brak weny, poczucie presji i myśl nie nadająca spokoju - co jeśli się nie dostanę?

Najtrudniejsza decyzja

Co robić? Zostać czy wyjechać? A jak zostać to czy ASP czy Polsko-Japońska? W jednej chwili miałam ochotę rzucić wszystko i zacząć od nowa w Koszalinie, a w drugiej zostać w bezpiecznym rodzinnym domu. Nie było mi łatwo podjąć decyzji, która mogła zaważyć o całym moim przyszłym życiu. Czy była słuszna? Do dziś nie wiem, czas pokaże, póki co jestem szczęśliwa, zmęczona, ale szczęśliwa. Więc chyba tak miało być.
Największa porażka

O mojej największej porażce w sumie już Wam pisałam w tym poście. Tak, więc nic dodać, nic ująć.

Najgorsze wspomnienie

Śmierć babci. Strata bliskiej osoby zawsze boli. Może i była "tylko" przyszywaną babcią, ale znałam ją lepiej i dłużej niż moje prawdziwe babcie.

Ogólnie rok jak każdy inny, raz na wozie, raz pod wozem. Z czasem wspomnienia zaczynaj blednąć i zostają tylko te najbardziej znaczące i (z zasady) najmilsze. Przez to, że jestem starsza dostrzegam większą potrzebę dokumentowania chwil i wspomnień. Myślę nad wywołaniem w końcu kolejnych zdjęć i skończeniem zeszytu z poprzednimi wywołanymi zdjęciami. Zastanawiam się też nad Project Life. Wiem, wiem teraz strasznie modne się to zrobiło, ale w sumie czemu nie, skoro to fajna sprawa i pamiątka na lata?

A jaki był dla Was 2015 rok? Miło go wspominacie? Więcej było w nim jasnych czy ciemnych stron?

poniedziałek, 4 stycznia 2016

PO CO NAM TE POSTANOWIENIA?



Kolejny rok minął. Jak to możliwe, nie mam pojęcia i przeraża mnie to z jaką prędkością upływa czas. Z roku na rok jestem tego coraz bardziej świadoma. Niby dopiero co świętowaliśmy początek 2015, potem nagle była studniówka i moje 19 urodziny, nim się obejrzałam skończyłam liceum, napisałam maturę, a 4-miesięczne wakacje to nawet nie wiem gdzie się zgubiły. Kto by pomyślał, że już nastał kolejny rok, a ja przygotowuję się do pierwszej studenckiej sesji i płaczę z powodu dwójki na pierwszym miejscu w moim wieku!

Nowy Rok = Nowy Start?

Dla większości ludzi koniec starego a początek nowego roku to niemalże synonim świeżego startu i nie wiadomo jak wielkich zmian. No niby tak jesteśmy starsi, bogatsi o kolejne doświadczenia i wspomnienia, ale czy 1 stycznia musi oznaczać początek nowego rozdziału i odrodzenie się od wszystkiego co było wcześniej? Przecież w ciągu całego roku może stać się coś co bardziej wpłynie na nas, na nasze życie, na nasz sposób postrzegania świata aniżeli fajerwerki i szampan.

Postanowienia tak czy nie?

Skoro "Nowy Start" to i "Nowe Cele", prawda? A co z postanowieniami z minionego roku? Czy wszystkie zostały odfajkowane? Nie? To po co bierzesz się za spisywanie kolejnych? Sama przyznaję, że nie wszystko z zeszłego roku udało mi się realizować. Niektóre są już nieaktualne (np. świadectwo z paskiem na koniec liceum), a te, które mogę przełożyć na kolejny rok np. prawo jazdy przepisałam na tegoroczną listę. Jestem ambitna, bo spisałam aż 16. postanowień, w końcu to 2016. Nie wiem czy uda mi się je zrealizować, na razie mam nadzieję, że tak, ale zobaczymy co czas pokaże. Jeśli wiecie, że nie dacie rady z aż tyloma to spiszcie mniej. Nikt Wam nie każe ekstremalnie zmieniać swojego życia, mierzcie siły na zamiary. Możecie też wcale nie spisywać postanowień, po prostu w ciągu roku wyznaczać sobie konkretne cele i kiedy je zrealizujecie wymyślcie nowe. Jednak fajnie mieć jakieś wyzwanie, więc może stwierdzicie, że przeczytacie 12/52 książki w 2016 roku albo obejrzycie 7 części Star Wars czy wszystkie 9* sezonów "Jak poznałem waszą matkę".

5 kroków do realizacji noworocznych postanowień

1. Rozsądek przede wszystkim - jeśli założysz sobie, że w rok zostaniesz multimilionerem to życzę Ci powodzenia. Mierz siły na zamiary.
2. Nie słuchaj innych -  kto zna Ciebie lepiej niż Ty sam? Sam doskonale wiesz, czego Ci od życia potrzeba. Co z tego, że koleżanka po raz kolejny postanowiła schudnąć 30 kg, mimo, że zawsze brakuje jej motywacji, a inna chciałaby pojechać na Hawaje. Ty wyznaczyć sobie coś realne i zrób wszystko by to osiągnąć, bo marzenia są po to by je realizować.
3. Spisz je - jeśli ich nie spiszesz to tak jakby wcale nie istniały.
4. Zerkaj na listę najczęściej jak tylko możliwe - najlepiej powiesić ją w widocznym miejscu, ale jeśli nie chcesz by każdy mógł na nie patrzeć to noś je zawsze przy sobie, np w notesie, za obudową smartfona czy tak jak ja w portfelu. Raz na jakiś czas wyciągam moją kartkę i zerkam na listę czy jest progres.
5. Zacznij już dziś i nie trać motywacji - kiedyś czytałam, że początek roku jest jednym z ulubionych momentów właścicieli siłowni, bo ludzie po spisaniu postanowień są pełni pozytywnej do działania, więc wykupują karnety jednak bardzo szybko rezygnują. Nie bądź jedną z tych osób i pokaż sobie i reszcie świata, że stać Cię na realizację wyznaczonych celów.

One Little Word

Ostatnio na blogu Kasi  przeczyłam o idei One Little Word. Polega to na tym, że zamiast spisywać listę postanowień wybieramy jedno słowo klucz, które ma być naszą główną myślą, przewodnikiem w danym roku. Ciekawy pomysł dla przeciwników postanowień, zachęcam do poczytania więcej na temat w tym poście na blogu Kasi.
 
Zastanawiam się czy zamieścić tutaj pełną listę moich postanowień. Co Wy o tym myślicie? Chcielibyście wiedzieć jakie cele wyznaczam sobie na ten rok? Czy wierzycie, że jeśli ktoś inny pozna nasze marzenia to się nie spełnią? Jesteście za spisywaniem postanowień noworocznych?

*Wydaje mi się, że jest 9, ale nie wiem, bo nie oglądałam, jeśli się mylę, a są wśród nas fani to proszę poprawcie mnie.