sobota, 11 kwietnia 2015

RODZINY SIĘ NIE WYBIERA


"Nie krzycz, bo dziadek będzie zły ", "nie rzucaj piłką, bo coś zniszczysz ", "nie rób tego, tamtego nie wolno...". Tak mniej więcej wyglądało moje dzieciństwo, do ok 9 roku życia. Wtedy jedyną rozrywką podczas np. wspólnych Świąt czy wakacji spędzanych w domu dziadków były warcaby, chińczyk, ewentualnie huśtawka, kolorowanka i dobranocka. Kiedy babcia umarła, ciocia dostała dom w spadku, dziadek wyprowadził z rodzinnego domu i urodziła się kuzynka, nie można było hałasować, bo dziecko się obudzi. Warcaby i chińczyk już nie były rozrywką, ale na szczęście czasem mogłam pograć w węża na niezawodnej Nokii 6310 i umiałam już czytać, bo inaczej chyba bym umarła z nudów. Kiedy nastały czasy powszechnego Internetu, telewizji satelitarnej itd., a dzieci trochę podrosły, więc można się było swobodnie bawić i było więcej rozrywek, na zabawę byłam już za duża.
Tak pamiętam moje dzieciństwo i wspólne spędzanie Świąt i wakacji. Wkurzające jest to, że dorośli próbują wmówić mi, że było inaczej i byłam taka sama jak wrzeszczące i biegające bez przerwy kuzynostwo. No dobra może nie biegają i nie wrzeszczą przez cały czas. Cicho są kiedy oglądają bajki, grają na Iphonach, Ipadach albo PlayStation. Chociaż to też nie zawsze, bo czasem są kłótnie o dzielenie się.
Czy "za moich czasów " było coś takiego? No nie. Więc niby jakim cudem miałam być taka sama?
Fakt, płakałam kiedy siostra wygrała ze mną w chińczyka. Fakt, byłam niejadkiem i czasem grymasiłam przy obiedzie. Fakt, marudziłam jak mi się nudziło, no, ale co miałam robić kiedy prawie nic mi nie było wolno i nie było żadnych rozrywek poza nieszczęsnymi warcabami i chińczykiem, do których potrzeba przynajmniej 2 osób? Fakt, bywałam niecierpliwa, kiedy np. robiliśmy całą rodziną pierogi i chciałam robić wszystko na raz - wałkować, zagniatać, mieszać, lepić. No i przede wszystkim - ja w przeciwieństwie do nich umiałam się cieszyć z tego co mam, a nie obrażałam się na cały świat, że dostałam inną lalkę (bo w większości wypadków nawet nie dostawałam tego, o co prosiłam w liście do świętego Mikołaja).
No niestety czasy się zmieniły, dzieci już nie są takie jak kiedyś. Żyjemy w epoce technologii, Internetu, reklam.
Co mnie wzięło na tego typu przemyślenia? „Cudowna” świąteczna atmosfera, gdyż oczywiście nie obyło się bez kłótni. Wiem, że może trochę przesadzam, no ale jak mam coś takiego tolerować? Mam robić dobrą minę do złej gry? Wiem, że nikt nie lubi krytyki i życie nie jest fair, ale nie znoszę jak mnie porównują do innych. I chyba nikt nie lubi.
Reasumując moje Święta były takie jak zwykle – spędzone w gronie w rodziny, jednak burzliwie. Jak w każdej polskiej rodzinie jedzenia było zdecydowanie za dużo. Chyba nigdy nie zrozumiem po co do takich krótkich Świąt przygotowywać się kilka dni – sprzątać wszystko po kilka razy i spędzać długie godziny w kuchni.
Na koniec apeluję do wszystkich o nie porównywanie innych do siebie. To, że „za Waszych czasów” było tak, a nie inaczej, to nie znaczy, że teraz też tak jest. Każdy z nas jest inny i mimo, że czasem zachowujemy się podobnie to tylko PODOBNIE, a nie tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz