poniedziałek, 2 marca 2015

NA PODBÓJ WIELKIEJ BRYTANII...

Londyn to miasto, które znajduje się na podróżniczej liście każdej znanej mi osoby. Ja mam już je odhaczone. Przeżyłam niecały tydzień pełen wrażeń, a i tak czuję niedosyt ;) Wiem, że jeszcze nie raz tam wrócę, jeśli tylko będę miała możliwość.
Londyn jest niesamowity, zupełnie inny od Trójmiasta i powiem szczerze, że z początku mnie przerażał. Kiedy pierwszy raz stanęłam na Piccadilly Circus byłam przytłoczona ilością ludzi i bałam się, że się zgubię. Z upływem dni przyzwyczaiłam się do niemalże ciągłego ruchu i zgiełku na ulicach i myślę, że może nawet dałabym radę w tym mieście zamieszkać i studiować.

Jak to się stało, że pojechałam do Londynu?

Wrzesień, szkoła, trwa przerwa, rozmowy z przyjaciółmi, jedzenie kanapek i nagle "sielankowy" obrazem przerywa wiadomość od siostry "ferie w Londynie?". Hmm... chwila zastanowienia, w sumie miałyśmy znowu jechać do Zakopanego na snowboard, ale w zasadzie czemu by nie? I tym sposobem 5 miesięcy wcześniej miałyśmy kupione bilety na luty. 88 zł w jedną stronę to chyba całkiem przyzwoita cena, nieprawdaż? :)

Bilety kupione - co teraz?

Klamka zapadła - jedziemy. Czas na planowanie. Pierwszy krok - nocleg. Szukamy, szukamy i szukamy... i tak aż do prawie grudnia. Wiecie jak trudno jest znaleźć hotel w Londynie, który nie kosztowałby kroci i przy tym nie był hen, hen daleko od centrum? Nie myślcie sobie, że w między czasie próżnowałyśmy, wręcz przeciwnie - kupiłyśmy mapę, karty miejskie, bilety na część atrakcji, czyli czas miałyśmy mniej więcej rozplanowany.

6 lutego, piątek

Wczesna pobudka, bo trzeba dojechać na lotnisko, później odprawa, lot i nim się obejrzałam już byłam w Londynie. Busem na Baker Street, metrem do hotelu, chwilka na odetchnięcie i zastanowienie co robimy, bo miałyśmy jakieś 3-4 godziny do przedstawienia. Tak, tak byłyśmy w teatrze i to na słynnym musicalu "Koty"!!!
Pospacerowałyśmy trochę w okolicach Piccadilly Circus, bo niedaleko znajdował się teatr. Zjadłyśmy coś, wypiłyśmy ciepłą herbatkę na rozgrzanie, może nie było to five o'clock, ani herbata z mlekiem, ale była dobra :) Przedstawienie było na 19:30, więc ok 19 ruszyłyśmy podekscytowane na przedstawienie.

Spektakl był cudowny, na pamiątkę kupiłam sobie nawet pięknie wydany program. Może nie rozumiałam wszystkiego, gdyż mój angielski nie jest wybitny, ale nie o to chodziło. W tym musicalu chodzi o całokształt - muzykę, kostiumy, scenografię, choreografię... Po prostu patrzysz i szczęka Ci opada i jedyne co Ci przychodzi do głowy to WOW!
7 lutego, sobota

Natural History Museum i Science Museum - nie są to pierwsze tego typu muzea, które zobaczyłam, nie mniej jednak jakoś zawsze chętnie je odwiedzam, poza tym w mojej rodzinie jest zasada, że na każdym wyjeździe wśród atrakcji musi się znaleźć przynajmniej jedno muzeum. Co jest fajnego w Londynie, to to, że wstęp do większości muzeów jest bezpłatny. A co jest niefajnego? Moim zdaniem łatwo się w nich zgubić. Niby są mapki, bardzo często za 1£, ale mnie nie wiele pomagały. Nie ma tam czegoś takiego jak "kierunek zwiedzania", co mnie trochę dezorientowało.

Natural History Museum

szeroooki uśmiech :D
Science Museum

Dalsza część relacji wkrótce... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz