środa, 11 marca 2015

LONDYŃSKIE REFLEKSJE


Słyszysz nazwę Londyn, jakie jest Twoje pierwsze skojarzenie? Niech zgadnę... hmm pomyślmy... Big Ben? Czerwona budka telefoniczna? Piętrowy autobus? A może czarna taksówka albo strażnik spod Pałacu Buckingham? Przyznaj się, właśnie o tym pomyślałeś, wiem to. Niby nie ma w tym nic złego, w końcu to miasto samo się na takie wykreowało.
Londyn to symbol. A może Londyn ma wiele symboli? Nie da się ukryć, że wokół tego miasta krążą legendy, w historii i kulturze często jest miejscem niezwykłych zdarzeń. W końcu żyli tu Szekspir i Turner, a oprócz nich takie postacie jak Churchill, Kuba Rozpruwacz czy Guy Fawkes są chyba powszechnie znane. Londyn ma wiele znaków rozpoznawczych. Smutne jest to, że dla wielu zobaczyć stolicę Wielkiej Brytanii = strzelić sobie fotkę z wszystkimi "wizytówkami". Nie twierdzę, że po części też nie jestem jedną z takich osób. Nie zaprzeczę, nawet już się Wam pochwaliłam, że mam zdjęcie z budką, Big Benem i Buckingham Palace, nie mniej jednak nie ograniczyłam się tylko do zaliczenia tych punktów, bo podróżowanie i odkrywanie nowych miejsc znaczy dla mnie coś więcej.
Przykre jest, że niektórzy ludzie po prostu odhaczają pewne miejsca, z którymi muszą sobie zrobić popularne ostatnimi czasy selfie, a nie próbują naprawdę poznać danej okolicy. Dla mnie osobiście Londyn jest pewnego rodzaju niezwykłym zjawiskiem. Mówi się, że jest to miasto, w którym żyją różni, dziwni ludzie, każdy jest indywidualnością z własnym, oryginalnym stylem, że five o'clock to święty rytuał, Brytyjczycy są specyficzni, a Polacy marzą, by tam wyjechać, bo łatwo o pracę i można wieść życie jak z bajki. To tylko garstka stereotypów. Jak już Wam pisałam, początkowo Londyn mnie przytłoczył. Z czasem idzie się przyzwyczaić do innej atmosfery, klimatu (i nie mam tu tylko na myśli pogody) i mentalności ludzi, może nawet do "samochodów bez kierowców" i bezkarnego przechodzenia na czerwonym, jednak czy jest to Utopia to bym nie powiedziała. Nie rozumiem czym ludzie się tak podniecają, może ktoś mi wyjaśni? Bo chyba nie przelicznikiem rzecz za złotówkę, w Londynie za funta. Pewnie jak się zarabia w walucie danego kraju to ceny aż tak nie przerażają, bo raczej zarabia się więcej jak 1£/godzinę. Bo mnie odstraszała świadomość tego, że dzień pracy młodych ludzi w Polsce, przy zarobkach 7zł brutto i 6-godzinnej zmianie to w Londynie skromny obiad...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz