poniedziałek, 1 czerwca 2015

E JAK... - USZATE VADEMECUM PODRÓŻNIKA #5

Wiecie jak trudno jest wymyślić coś związanego z podróżami zaczynającego się na E? No bo co może być na E? Europa? Ekwipunek? Ekierka? Dzisiaj będzie troszkę bardziej rozbudowany tytuł mianowicie E jak ENGLISH, DEUTSCH CZY MIGOWY?

No właśnie jedziemy za granicę i "Houston, we have a problem". O ile w dzisiejszych czasach praktycznie w większości krajów dogadamy się po angielsku, bo prawie każdy zna angielski, o tyle w niektórych krajach może być z tym problem. Tacy np. Francuzi, stereotyp mówi, że choćby biegle znał angielski i tak Ci nie pomoże dopóki nie odezwiesz się do niego po francusku. Niestety z tego co wiem, to nie jest tylko stereotyp, a rzeczywistość. Podobnie niektórzy Niemcy, część z nich nawet młodych ludzi, po prostu nie zna angielskiego.

Co więc w takiej sytuacji zrobić? Trzeba znać chociaż trochę jakiś jeszcze język (np. niemiecki, francuski, hiszpański), nie rozstawać się ze słownikiem i jakoś sobie radzić.

Kiedy byłam na wymianie polsko-niemieckiej mój poziom niemieckiego pozostawiał jeszcze sporo do życzenia. Znaczy rozumieć, częściowo rozumiałam, ale miałam opory mówić - jednak wygrał angielski. Znaczy mix angielskiego z niemieckim. Z angielskiego dogadam się jeśli muszę, ale brakuje mi słów, pod tym względem jestem lepsza z niemieckiego. Po angielsku po prostu gadam, a po niemiecku mam większą świadomość tego co mówię i jak mówię. Dlatego zdawałam go na maturze. Z Niemcami o tyle jest problem (chociaż pewnie nie tylko z nimi), że jak usłyszą swój język to są szczęśliwi i się zaczynają nakręcać, mówić szybko i niechlujnie i nie rozumieją "Bitte langsam, ich spreche nicht gut deutsch". Anglicy z kolei wychodzą z założenia, że cały świat zna angielski, więc nikt nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem ich.

Kiedy już nic nie pomaga? Zawsze zostaje język migowy. Sama kilka razy po prostu pokazywałam o co mi chodzi. Na jednym z obozów, w Niemczech wychowawcy kazali mnie i moim koleżankom kupić markery. Młoda sprzedawczyni nie rozumiała angielskiego, więc trzeba było zastosować drastyczne środki - pójść do starszej sprzedawczyni pokazać flamaster i 3 palce, bo na półce był tylko jeden. I zrozumiała.

W komunikacji za granicą każdy sposób jest dobry, byle był skuteczny. Nie można się bać, najwyżej ktoś nam nie pomoże, więc trzeba będzie znaleźć kogoś innego, może bardziej sympatycznego. W Londynie nawet bez znajomości angielskiego można by sobie dać radę - gdzie się nie odwrócimy wszędzie są Polacy. W Niemczech też na kilku się natknęłam.

Języki obce trzeba znać. Świat się kurczy, teraz znajomość dwóch języków obcych to absolutne minimum. Jak już jesteśmy w temacie to myślałam by zacząć się uczyć jakiegoś nowego języka. Myślałam o włoskim albo hiszpańskim. Zna ktoś może? Polecacie? Trudny czy łatwy?

Jak uważacie warto znać języki obce? Jeśli tak to ile i jakie? Jak najłatwiej się uczyć języków obcych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz