Przypadek?
Nie sądzę :D
Sierpień, Poznań, piękny,
słoneczny dzień, wypad z siostrą na kilka dni i nieogar uliczek wychodzących z
Rynku… xD Tak, tak zgubiłyśmy się, nie mniej jedna była to chyba jedna z
fajniejszych przygód w moim życiu, bo dzięki temu trafiłyśmy do cudownego
sklepu. Przyciągnęła nas wystawa (jak się później okazało sklep z nich słynie),
weszłyśmy i zakochałyśmy się. Wszędzie dookoła mnóstwo perełek z kolekcji
vintage, a oprócz tego kolekcja własna właścicieli sklepu, wśród której
znalazłam ją… Czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia? W tym wypadku
zdecydowanie tak :D Kobiety mnie zrozumieją, bo każda z nas ma czasem tak, że
jakaś rzecz mówi do nas „kup mnie, kup mnie, kup mnie…”. Niestety nie miałam
czasu od razu ją przymierzyć, ale wiedziałam, że to ta jedyna. Powiedziałam
sobie „I will back” i w duchu modliłam się, by trafić tam ponownie.
Trafiłam, przymierzyłam i zamówiłam – tak, tak mam sukienkę szytą specjalnie
dla mnie! :D Fakt była przez to droższa, ale jest inna, jest wyjątkowa, to było
przeznaczenie :D I najważniejsze – na 99.9% nikt inny nie będzie takiej
miał, więc będę „królową balu”. Zdecydowanie jest warta swojej ceny.
Ponieważ nie dałabym rady od
razu jej zabrać, bo mieli sporo innych zamówień, a my wracałyśmy do domu kilka
dni po wizycie w sklepie, więc pora na kolejną przygodę związaną z tą sukienką
:D
Wszystko
przeciwko nam…
Październik, złota, polska
jesień, ponownie jesteśmy w Poznaniu, tym razem tylko przejazdem w drodze do i z Berlina.
Ponieważ nam się spieszyło i liczyła się każda minuta oczywiście musieliśmy
stać w korkach i na wszystkich możliwych światłach. Jednak jak to zwykle
z Polskim Busem bywa przyjechałyśmy przed czasem, odebrałyśmy bagaże i
biegiem na tramwaj, bo trzeba zdążyć odebrać sukienkę i przesiąść się na
Polskiego Busa do Gdańska. Uff jesteśmy w tramwaju, na razie wszystko idzie
pięknie, ładnie, wyrobimy się. Niestety musiały pojawić się komplikacje.
Mianowicie chyba ktoś był tak pijany, że zasnął w tramwaju, więc motorniczy
zatrzymał pojazd i powiedział, że dalej nie pojedzie do czasu, aż odpowiednie
służby się nim zajmą. Czas mijał, my całe w nerwach, bo nie było możliwości
przesiadki, a żeby iść na piechotę z walizkami to trochę za daleko. No nie zdążymy,
będziemy musiały jechać pociągiem, wszystko idzie nie tak jak powinno.
W końcu wywlekli sztywnego
pasażera z tramwaju i jupi jedziemy dalej, na szczęście od przystanku do sklepu
nie jest daleko. Kiedy w końcu wpadłyśmy zdyszane do sklepu z bagażami ( a
pragnę zaznaczyć, że miałyśmy chyba 6 toreb/walizek/siatek), aż się
właściciel z nas śmiał, czemu jesteśmy takie zmęczone xD Teraz nastał „Dzień
Sądu”, chwila prawdy mierzymy i… leży idealnie!!! <3 Płacimy, żegnamy się
właścicielem, obiecujemy przysłać zdjęcia ze studniówki i sprintem z powrotem na
dworzec. Mimo opóźnionego tramwaju zdążyłyśmy nawet skorzystać z toalety, kupić
kawę i jeszcze musiałyśmy czekać na Polskiego Busa! :D Kto jest miszczem? No
kto? No oczywiście, że my :D Tak wiem, nie musicie mi mówić jaka jestem skromna
:D
Zdjęcia wstawię dopiero po
studniówce, bo nie chcę psuć chłopakowi niespodzianki (zobaczy sukienkę po raz
pierwszy dopiero dzisiaj wieczorem ;) Ja taka zła i niedobra, buhahaha :D
Powiem Wam tylko, że pasuje do profilu mojej klasy, czyli mat-fiz-inf ;)
Ja za to kupiłam śliczną pastelową różową sukienkę, w którą wręcz się wcisnęłam. Teraz czuwam nad tym, co jem, by przypadkiem nie przybrać do tego 6.02 kiedy to mam studniówkę. Hah, no cóż, poświęcić się trzeba :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
I zapraszam do mnie ( http://vatnajokul.blogspot.com/ )
trzymam kciuki, by wszystko było w porządku i życzę udanej zabawy :) liczę na jakąś fotkę na blogu :D
Usuń