Transylwania, rok
1400 któryś i Luke Evans w roli wampira. Powiem tak, może być. Legenda o
Draculi znana jest chyba każdemu, więc niby pomysł oklepany, ale film sam w
sobie świetnie zrealizowany. Pokazuje tradycyjne przedstawienie wampira jako
krwiopijcy, którego osłabia srebro i krucyfiks, a zniszczyć może światło
słoneczne, bądź kołek wbity w serce. Innymi słowy nie dla fanów
"Zmierzchu", kochających brokacącego się Edwarda Cullena i resztę
jego dziwnej rodzinki.
Jest to historia o poświęceniu, miłości i wyborze między złem i mniejszym
złem. Dracula został w tym filmie ukazany niczym antyczna postać tragiczna -
jakiejkolwiek decyzji nie podejmie i tak będzie źle. Nie mniej jednak film
kończy się oczywistym happy endem i możliwe, że możemy liczyć na tzw. to be
continued. Ale co Wam będę streszczać film, nie jestem fanką spoilerów, więc
jak chcecie sami obejrzyjcie :)
Co sądzę o filmie? Taki do obejrzenia. Nie jest to może arcydzieło
kinematografii godne Oscara i oglądania go milion pięćset sto dziewięćset razy,
ale zobaczyć można. Jest niesamowity pod względem efektów specjalnych - ujęcia
oczami wampira czy scena walki w odbiciu miecza, to tylko niektóre z nich :)
Sama pierwsza scena jest zrobiona, moim zdaniem, świetnie, ale co jest w niej
takiego genialnego to Wam nie powiem :D
W skali od 1-10 daję 5 :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz